Dariusz (Piotr)
Rozdział 3
Dziewięć sekund...
Obudziłem się później niż zazwyczaj. Otworzyłem
sklejone oczy i ujrzałem moją ukochaną żonę przy brązowej toaletce. Robiła
poranny makijaż. Właściwie to nigdy nie miała w zwyczaju malować się z samego
rana, tak szczerze to najbardziej podobała mi się bez makijażu, tego dnia
jednak był on konieczny i musiał być mocniejszy niż zwykle.
– Witam, kochanie – postanowiłem się przywitać.
Wiedziałem, że nie będzie wracać do tematu wczorajszego dnia. Znałem swoją żonę
na tyle, że wiedziałem iż nie będzie zachowywała się pretensjonalnie, ani że
nie będzie usiłowała we mnie wzbudzić poczucia winy. Zaniechała tych sposobów
już dawno temu.
– Cześć. Już wstałeś, misiu? – zapytała.
– Jakie już, raczej dopiero.
– Jak wyglądam? – zapytała, jak tylko podniosłem się
z łóżka. Dostrzegłem, że nadal jest w skąpej, krótkiej, nocnej koszuli. Dzięki
temu domyśliłem się, że pyta o makijaż.
– Cudownie jak zwykle – odpowiedziałem z codziennym
uśmiechem na ustach, zbliżając się do niej wolnymi krokami.
– Nic nie widać? – zapytała, patrząc na mnie w
odbiciu lustrzanym.
– Prawie, tutaj odrobinkę – odparłem, przejeżdżając
delikatnie opuszkiem palca wskazującego po jej policzku.
– Przypudruję to jeszcze trochę – oznajmiła.
– Dobrze, w takim razie ja wezmę prysznic i się
ubiorę. Obiecałem ci zakupy, pamiętasz? – zapytałem.
– No tak, obiecałeś, ale myślałam, że po dniu
wczorajszym… no dobra już nic nie mówię, kochany jesteś.
– Ty bardziej. – Puściłem do niej oczko z
zawadiackim uśmiechem.
Godzinę później oboje byliśmy już ubrani i
zasiedliśmy do wspólnego śniadania. Dziś wyjątkowo to ja je przygotowałem, gdy
ona dobierała strój na dzisiejszy dzień. Zawsze zabawnym było dla mnie to, ile
ona godzin dziennie spędza przy lustrach, lusterkach, ciuchach i kosmetykach,
ale cóż, za to ją pokochałem i kocham nadal.
Po skończeniu porannego posiłku Julia odstawiła
naczynia do zmywarki i mogliśmy wyjść z domu. Wsiedliśmy do czarnego samochodu
marki BMW. Zasiedliśmy wygodnie w biało tapicerowanych fotelach i zapieliśmy
pasy.
– Kierować się mam do tej nowo otwartej galerii,
tak? – zapytałem dla pewności, gdy już znalazłem się na drodze wyjazdowej z osiedla
domków jednorodzinnych.
– No tak – odpowiedziała.
– A po co my tam w ogóle jedziemy? – zapytałem.
– Jak to po co, kochanie? Po buty dla mnie, po
płaszczyk dla mnie, po kilka kosmetyków, trochę rzeczy spożywczych i
przemysłowych, no i może jeszcze jakiś krawat dla ciebie, by pasował do tej
popielatej koszuli – odpowiedziała.
– Cudownie, w takim razie ja najpierw wejdę do
kolportera po jakiś magazyn sportowy albo motoryzacyjny, bo rozumiem, że pierwszy
będzie sklep obuwniczy.
– Kup od razu sobie dwie gazetki, byś mnie czasem
nie poganiał, jak zawsze, bo znowu wybiorę coś z czego nie do końca będę
zadowolona – poradziła.
– Dobrze, kochanie – odpowiedziałem. – A jakie buty masz
zamiar kupić? – zapytałem.
– Kozaczki, może półbuciki jakieś cieplejsze też.
– Kolejna para kozaków, ostatnio kupowałaś z trzy
pary – powiedziałem, lecz widząc jej minę dodałem: – Dobrze, wszystko dla mojej
księżniczki.
– I za to właśnie cię kocham – rozpogodziła się od
razu. – Postaram się spędzić w tym sklepie nie więcej niż godzinkę, obiecuję.
Po około piętnastu minutach wreszcie udało nam się
znaleźć miejsce parkingowe, nienawidziłem tych niedzielnych spędów galerianych
również z tego powodu. Tak jak omówiliśmy, najpierw weszliśmy po magazyny, a
później zmierzaliśmy w stronę największego sklepu obuwniczego, jaki tylko w tej
galerii się znajdował.
– Kochanie, jeśli wolisz to możesz sobie iść do kawiarni
na tę godzinkę posiedzieć – zaproponowała Julia.
– Nie ma takiej potrzeby, wolę się udać z tobą do
sklepu, lubię być przy tobie i dzielić z tobą każdą chwilę – powiedziałem, lecz
tak w rzeczywistości, wolałem ją mieć po prostu na oku, gdy robi jakiekolwiek
większe zakupy.
Julia po około dwudziestu pięciu minutach
rozglądania się po regałach i przechadzania się pomiędzy nimi, wreszcie
wypatrzyła coś dla siebie. Były to długie, czarne kozaki, na chudziutkiej,
wysokiej szpileczce. Włożyła je na swoją śliczną, drobną stópkę, a ja nie
mogłem tego nie skomentować.
– Kochanie, ty kupujesz te buty do sypialni? –
zapytałem.
– A czemu ci to przyszło do głowy, skarbie?
– Bo widzę, co przymierzasz – odpowiedziałem.
– To są akurat kozaki zimowe, wiesz?
– Prosiłbym, byś wybrała coś mniej wyuzdanego –
powiedziałem i wróciłem do swojej wcześniejszej lektury o ćwiczeniach na
poprawienie męskiej klatki piersiowej.
– Przymierzam, bo mi się podobają – Julia najwidoczniej
nie miała zamiaru ustąpić.
– Kochanie, to są kozaki zimowe o takiej szpilce,
przy której nie trudno o złamanie. Zmień, proszę, wybór.
– No dobrze. Poszukam czegoś bardziej odpowiedniego
– powiedziała wreszcie tę frazę, na którą czekałem. Widząc jednak jej minkę,
gdy je odkładała stwierdziłem, że mamy wystarczającą ilość pieniędzy, by móc
sobie pozwolić na dwie pary kozaków. Wiedziałem też, że nie pozwolę jej w nich
wyjść na ulicę, ale uśmiechałem się w myślach sam do siebie, gdy stwierdziłem,
że zawsze można je wykorzystać w innym miejscu. – Ale te też możesz wziąć.
Fajnie ci leżały na nóżce – dodałem.
– Dziękuję, wezmę, bo mi się strasznie podobają.
Może je jeszcze założę, bo śniegu nie zapowiadają.
– W naszej sypialni nie pada – powiedziałem, a ona
na dźwięk tych słów tylko się uśmiechnęła.
Potem Julia chodziła znowu między półkami i
przymierzała, w końcu zbliżyła się do półki z najdroższymi butami, tymi o
dobrej marce. Chwyciła za fioletowe kozaczki, do połowy łydki, na średnim,
szerokim obcasie. Z daleka było widać, że całe są z dobrej jakości skóry.
– Chcę te – zażądała.
– Super. Pasują ci do tego płaszczyka –
powiedziałem. – Ile te buty kosztują, kotku? – zapytałem.
– Są drogie, ale jestem pewna, że wytrzymałe i
starczą mi na długo – odpowiedziała.
– No to się uśmiałem, kochanie. Tobie i na długo to
nie idzie w parze. Po sezonie stwierdzisz że niemodne, ale dobrze, zgoda
bierzemy je.
– Kochany jesteś. – Uwielbiałem, gdy tak mówiła.
– Ty czasem też – powiedziałem i uśmiechnąłem się do
niej łobuzersko.
– To chodź już do tej kasy, zanim coś jeszcze
wypatrzę – ponaglała Julka.
Kiedy ja stałem przy kasie, a moja żona udała się,
jak zwykle w takich momentach, obejrzeć pobliską wystawę sklepu, do którego za
moment mnie zaciągnie, dostrzegłem, że rozmawia z jakimś facetem. Nie powiem,
bym był z tego powodu zadowolony, wręcz przeciwnie. Kiedy nareszcie znalazłem
się tuż przy niej, tego gościa już nie było.
– Czego chciał? – postanowiłem od razu rozwiać
wątpliwości.
– Zostawił mi wizytówkę. Ma dla mnie propozycję
pracy – odpowiedziała.
Moja żona była znana z reklamy maskary do rzęs
znanej marki. Często więc zbliżali się do niej obcy z branży, gdy tylko ją
poznali. Szczerze tego nienawidziłem, bo później kilka tygodni wierciła mi
dziurę w brzuchu na temat powrotu do pracy, a ja nigdy nie miałem zamiaru się
na to godzić. Według mnie żona powinna zajmować się domem, a nie zarabiać na
dom, bo od zarabiania jest mężczyzna, a nie kobieta. Dziwnym było natomiast to,
że do niej moje argumenty nie w pełni docierały, jednak w końcu ustępowała.
Przypuszczałem, że podobnie będzie i tym razem.
– Wyrzuć ją, to pewnie jakiś zboczeniec –
powiedziałem od niechcenia.
– Nie no, ale ty głupoty opowiadasz. Spójrz tutaj. –
Podała mi wizytówkę. – Ja znam tę nazwę – dodała. – Zadzwonię jutro i wypytam o
szczegóły, dobrze? – zapytała Julia po chwili milczenia.
– Zastanowię się – odpowiedziałem, a ona schowała
wizytówkę do kieszeni swojego granatowego płaszczyka.
– No jak wolisz, ale wiedz, że takich propozycji się
nie odrzuca w mojej branży. Idziemy po sukienkę? Tą, o której wspominałam
ostatnio.
– Dobrze, idziemy – powiedziałem i splotłem swoją
lewą dłoń, z prawą rączką żony. W prawej natomiast trzymałem zakupy.
Oczywiście z sukienką okazało się jeszcze trudniej
niż z butami. Jedna była za krótka, druga miała gołe plecy, a trzecia pokaźny
dekolt, ale cóż miałem zrobić. Zgodziłem się na wszystkie trzy i przyrzekłem
sobie w myślach, że zawsze będę przy niej, gdy będzie miała je na sobie.
Ogólnie to miałem nadzieję, że dzięki tylu drobiazgom zapomni o tej
nieszczęsnej propozycji pracy.
– Zgłodniałam. Idziemy coś zjeść? – powiedziała po
kilkugodzinnych zakupach.
– Może lepiej pojedźmy, chyba że chcesz jeść w tym
pospolitym splendorze w postaci ludzi.
– Przepych w postaci człowieka, dziwnie to jakoś
brzmi, wiesz?
– Cóż, trudno, pojedziemy może do restauracji, kochanie,
dobrze? – zapytałem.
– No, jak wolisz.
Takim oto sposobem, znaleźliśmy miłą i przyjemną
restauracyjkę. Julia zachwycała się wystrojem wnętrza i prawdziwym kominkiem, w
którym się paliło. Stwierdziłem, że powinniśmy mieć taki w domu. Oczywiście
ochoczo przyznała mi rację. Zamówiliśmy to, co każdy z nas lubił najbardziej,
czyli ja kurczaka w sosie słodko-kwaśnym z ryżem, a Julka postawiła na
spaghetti bolońskie. Kelner przyjął zamówienie i oddalił się od nas w kierunku
kuchni. Spojrzałem na Julkę, uśmiechnęła się do mnie i zapytała:
– Obejrzymy dziś razem film czy idziesz na tego
tenisa jak zwykle?
– Dziś mam cały dzień i noc dla ciebie, kochanie.
Obejrzymy film, jaki tylko sobie życzysz, zdzierżę nawet polską produkcję w
postaci komedii romantycznej.
– To super. Teraz jestem szczęśliwa, wiesz?
– Widzę i bardzo mnie to cieszy, ale wracając do
naszej wczorajszej rozmowy, będziesz już grzeczna prawda? – zapytałem, a po jej
minie widać było, że nie spodziewała się tego pytania.
– Zawsze staram się być – odpowiedziała.
– Wczoraj tego nie pokazałaś – odparłem, a kelner
postawił przed nami zamówione potrawy, sztućce i napoje. Kiedy mu podziękowałem
i powiedziałem, że chwilowo nic więcej nie trzeba, od razu odszedł od naszego
stolika i zajął się nowymi klientami.
– Każdy popełnia błędy. Przepraszam, poprawię się –
odpowiedziała Julia, gdy była przekonana, że młody mężczyzna w białej koszuli i
bordowym fartuchu nas nie słyszy.
– Oby – odrzekłem. – Wiesz, ja też nie chcę by twoją
śliczną buzię zdobiły jakieś sińce.
– Wiesz, że jak zacznę pracować to nie mogę ich
mieć? – zapytała.
– O ile zaczniesz pracować – odpowiedziałem.
– No tak, jeśli zacznę.
– Właśnie, tak brzmi to o wiele lepiej –
powiedziałem. – Boli mnie coś kręgosłup i kark, kotku, zrobisz mi w domku
masaż, proszę – uśmiechnąłem się ciepło do kobiety, którą przecież kochałem nad
życie.
– Dobrze, jeśli tylko wrócimy do galerii po balsam,
to zrobię. A teraz mam ochotę na lody, zamówisz?
– Tak, oczywiście, zamówię – odpowiedziałem i
przywołałem kelnera ruchem dłoni. – Dla tej pani będą lody, jakie, kochanie,
wybierasz?
– Pomarańczowe, ale w tym deserze brzoskwiniowym, da
się tak? – zapytała z szerokim uśmiechem, ukazując rząd równych, białych zębów.
– Dla pani oczywiście, że tak.
– A dla mnie tiramisu – powiedziałem i ,nie czekając
aż kelner zbierze talerze i odejdzie zapytałem żonę: – Jak to wrócimy do
galerii? Przecież o ile sobie przypominam, to już tam byliśmy. Poza tym, stąd
mamy już tylko kawałek do domu.
– No tak, ale zapomniałam, że nie mamy balsamu,
skończył się wczoraj.
– Masz mnóstwo balsamów w łazience. Jest ten
brązujący, ten Dave, nie trzeba ci trzeciego – wyliczałem. – Poza tym trzeba
było pamiętać, teraz nie będziemy się wracać – dodałem.
– Chyba nie chcesz mieć brązowych pleców, skarbie? A
Dave to mleczko do ciała, ujędrniające. Do masażu najodpowiedniejszy będzie
balsam, którego ostatnia butelka mi się skończyła wczoraj. Aha i jeszcze
przydałoby się do Piotra i Pawła zajść, zapomniałam, że pieczywa już nie mamy w
domu.
– Wejdziemy do piekarni przy naszym domu. Możesz
mnie ujędrnić tym masażem, ale nigdy się nie będziemy wracać. Koniec dyskusji.
– Jest niedziela, piekarnia zamknięta. W sumie na
kolację mogę tosty zrobić, jutro rano jajecznica będzie w takim razie. Może
przetrwamy bez bułek do jutra. – Julia tym razem mówiła pretensjonalnym tonem,
często tak robiła, gdy się nie chciałem na coś zgodzić i nie byłem odpowiednio
stanowczy. Ja akurat trafiłem na kobietę, z którą trzeba alko ostro, albo wcale.
Wiedziałem to już przed rozpoczęciem naszego małżeństwa, a po ponad półtora
roku jego trwania byłem w tym utwierdzony.
– Nasza piekarnia jest czynna w soboty, a to chyba w
twoim obowiązku, by niczego u nas w domu nie brakowało. Wiesz dobrze, że ja nie
mogę chodzić do pracy i sprawdzać zapasów żywności jednocześnie.
– Wiem, kochanie, przepraszam. Pamiętałam, zanim
wyszliśmy z obuwniczego, ale ten facet mnie rozproszył i ciągle myślę o tej
propozycji.
– To w takim razie już o niej zapomnij, skoro już
cię praca rozprasza, zanim się w ogóle zaczęła – powiedziałem ostrym tonem.
– Kotku, nie denerwuj się. Obiecuję, że nie
zaniedbam swoich obowiązków w domu. – Kelner tym razem postawił przy nas
wcześniej zamówione desery.
– Ja już podjąłem decyzję. Odpowiedź brzmi: nie
przyjmiesz tej pracy.
– Pozwól mi chociaż spróbować. Wiesz, jakie to dla
mnie ważne. – Julia usilnie starała się przekonać mnie do swoich racji, a ja?
Ja już zaczynałem powoli wyczerpywać swoje pokłady cierpliwości do tej jakże
drobnej, pięknej i zarazem denerwującej kobietki.
– Zamknij usta – rozkazałem ściszonym głosem. –
Zamilcz, zjedźmy w ciszy – dodałem już normalnym tonem.
Tak jak zarządziłem, tak się też stało. Zjedliśmy
desery w ciszy, a w samochodzie na powrót zapanowała luźniejsza atmosfera.
Wróciliśmy do domu, rozpakowaliśmy zakupy, a później otrzymałem swój masaż.
Napawałem się tym wspaniałym uczuciem, gdy kobiece, delikatne dłonie z takim
wyczuciem ślizgały się po moich łopatkach. Nagle jednak przyszła mi ochota na
inny rodzaj odprężenia, a stało się tak, gdy Julia pocałowała mnie w ucho.
Obróciłem się zaraz po tym pocałunku i chwyciłem ją delikatnie za nadgarstki.
– Wariacie, bo wszystko utłuścisz! – wykrzyknęła moja
żona z uśmiechem na ustach.
Mimo tych jej udawanych protestów, przyciągnąłem ją
do siebie i pocałowałem najlepiej, jak tylko potrafiłem. Ten pocałunek nas
pochłonął, zaczęliśmy błądzić opuszkami palców po swoich ciałach. Robiliśmy to
jak w transie. Ściągnąłem z Julki czerwoną bluzeczkę i usilnie próbowałem
poradzić sobie z jej stanikiem. W końcu to ona straciła cierpliwość do moich
prób i sama go odpięła, byłem wielce zaskoczony, że zapinanie znajdowało się z
przodu, miedzy piersiami, a nie tak jak zwykle z tyłu.
– A więc tak to działa – powiedziałem i zacząłem
całować ją po szyi i zmierzałem w stronę piersi, które wcześniej ugniatałem
dłonią w sposób delikatny i subtelny.
Przeturlaliśmy się na łóżku w taki sposób, by to
Julka znalazła się na dole, teraz podtrzymywałem się na łokciach i bawiłem lewą
dłonią jej włosami jednocześnie całując po uchu i przygryzając je. Poczułem jak
przechodzą ją dreszcze, co znaczyło, że jej się podoba. Z jej inicjatywy
wyszło, że na powrót zaczęliśmy wymieniać się pocałunkami, były gorące i
namiętne jak nigdy dotąd. No ,może troszkę przesadziłem, ale były takie jak
jeszcze przed ślubem lub zaraz po nim. Przeniosłem ciężar ciała na kolana i jedną
z dłoni, drugą natomiast sięgnąłem pod legginsy i stringi swojej żony, by
sprawdzić jej gotowość. Teraz przeniosłem ciężar ciała tylko na kolana,
klęknąłem między jej łydkami i oddaliłem się nieco w tył. Jednym, szybkim,
sprawnym ruchem ściągnąłem z jej zgrabnych nóżek legginsy. Później zacząłem
zsuwać stringi i zaznaczać ich ślad swoimi pocałunkami. Zacząłem od wewnętrznej
strony jej lewego uda, a zakończyłem przy kolanie. Później przeszedłem do
zdjęcia czarnych podkolanówek. Ślad ich zdejmowania także zaznaczyłem na jej
ciele. Teraz przybliżyłem się nieco, delikatnie podgięła kolana. Uniosłem lewą
dłonią jej lewą nogę i prawą wymierzyłem niezbyt silnego, ale jednak
odczuwalnego klapsa.
– Zawsze mnie to denerwowało, prosiłam byś tak nie
robił – powiedziała.
– Przepraszam, kochanie, to był taki odruch. Masz
śliczną i zgrabną pupę, to wszystko przez to – odpowiedziałem i przychyliłem
się, by pocałować ją po brzuchu w okolicy pępka.
W tym momencie zadzwonił telefon mojej żony.
Staraliśmy się nie przerywać wspólnej zabawy. Jednak, gdy telefon zaczął
dzwonić po raz trzeci, Julka chciała go odebrać.
– To zajmie chwilę, kochanie – powiedziała,
przerywając rozpinanie mojego rozporka i sięgając po białego Samsunga.
– Nie ma mowy – powiedziałem zdecydowanie i przytrzymałem
jej nadgarstki, by później znów położyła je w tym samym miejscu, w którym miała
je przed kilkoma sekundami.
Po chwili byliśmy już oboje nadzy. Zdecydowałem, że
koniec z cackaniem się i z powolną grą wstępną, jak dla mnie ona i tak już za
długo trwała. Wszedłem szybko i zdecydowanie, Julka krzyknęła, ale ponieważ
trwało to tylko chwilę, nie widziałem sensu, by zwracać na to większą uwagę. Po
niedługiej chwili złapaliśmy wspólny rytm, a po kilku minutach to ona
wykrzyknęła moje imię, wyginając w łuk swoje ciało. To cudowne uczucie, którego
nie da się opisać, gdy słyszy się krzyk kobiety, której w tej chwili jest
dobrze, najlepiej na świecie i lepiej niż kiedykolwiek przedtem. Podczas tych
dziewięciu sekund ulatuje z człowieka wszystko: pragnienia, marzenia, kłopoty,
problemy i zmartwienia, nie ma nic, poza tym jednym, cudownym, niedopisania
uczuciem. Po chwili złączyłem się z Julią w tym uczuciu, by później spokojnie
usnąć przytuleni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz