wtorek, 2 kwietnia 2013

Część 4 - Rozdział 3



Dariusz (Piotr)
Rozdział 3
Dziewięć sekund...


Obudziłem się później niż zazwyczaj. Otworzyłem sklejone oczy i ujrzałem moją ukochaną żonę przy brązowej toaletce. Robiła poranny makijaż. Właściwie to nigdy nie miała w zwyczaju malować się z samego rana, tak szczerze to najbardziej podobała mi się bez makijażu, tego dnia jednak był on konieczny i musiał być mocniejszy niż zwykle.
– Witam, kochanie – postanowiłem się przywitać. Wiedziałem, że nie będzie wracać do tematu wczorajszego dnia. Znałem swoją żonę na tyle, że wiedziałem iż nie będzie zachowywała się pretensjonalnie, ani że nie będzie usiłowała we mnie wzbudzić poczucia winy. Zaniechała tych sposobów już dawno temu.
– Cześć. Już wstałeś, misiu? – zapytała.
– Jakie już, raczej dopiero.
– Jak wyglądam? – zapytała, jak tylko podniosłem się z łóżka. Dostrzegłem, że nadal jest w skąpej, krótkiej, nocnej koszuli. Dzięki temu domyśliłem się, że pyta o makijaż.
– Cudownie jak zwykle – odpowiedziałem z codziennym uśmiechem na ustach, zbliżając się do niej wolnymi krokami.
– Nic nie widać? – zapytała, patrząc na mnie w odbiciu lustrzanym.

– Prawie, tutaj odrobinkę – odparłem, przejeżdżając delikatnie opuszkiem palca wskazującego po jej policzku.
– Przypudruję to jeszcze trochę – oznajmiła.
– Dobrze, w takim razie ja wezmę prysznic i się ubiorę. Obiecałem ci zakupy, pamiętasz? – zapytałem.
– No tak, obiecałeś, ale myślałam, że po dniu wczorajszym… no dobra już nic nie mówię, kochany jesteś.
– Ty bardziej. – Puściłem do niej oczko z zawadiackim uśmiechem.
Godzinę później oboje byliśmy już ubrani i zasiedliśmy do wspólnego śniadania. Dziś wyjątkowo to ja je przygotowałem, gdy ona dobierała strój na dzisiejszy dzień. Zawsze zabawnym było dla mnie to, ile ona godzin dziennie spędza przy lustrach, lusterkach, ciuchach i kosmetykach, ale cóż, za to ją pokochałem i kocham nadal.
Po skończeniu porannego posiłku Julia odstawiła naczynia do zmywarki i mogliśmy wyjść z domu. Wsiedliśmy do czarnego samochodu marki BMW. Zasiedliśmy wygodnie w biało tapicerowanych fotelach i zapieliśmy pasy.
– Kierować się mam do tej nowo otwartej galerii, tak? – zapytałem dla pewności, gdy już znalazłem się na drodze wyjazdowej z osiedla domków jednorodzinnych.
– No tak – odpowiedziała.
– A po co my tam w ogóle jedziemy? – zapytałem.
– Jak to po co, kochanie? Po buty dla mnie, po płaszczyk dla mnie, po kilka kosmetyków, trochę rzeczy spożywczych i przemysłowych, no i może jeszcze jakiś krawat dla ciebie, by pasował do tej popielatej koszuli – odpowiedziała.
– Cudownie, w takim razie ja najpierw wejdę do kolportera po jakiś magazyn sportowy albo motoryzacyjny, bo rozumiem, że pierwszy będzie sklep obuwniczy.
– Kup od razu sobie dwie gazetki, byś mnie czasem nie poganiał, jak zawsze, bo znowu wybiorę coś z czego nie do końca będę zadowolona – poradziła.
– Dobrze, kochanie – odpowiedziałem. – A jakie buty masz zamiar kupić? – zapytałem.
– Kozaczki, może półbuciki jakieś cieplejsze też.
– Kolejna para kozaków, ostatnio kupowałaś z trzy pary – powiedziałem, lecz widząc jej minę dodałem: – Dobrze, wszystko dla mojej księżniczki.
– I za to właśnie cię kocham – rozpogodziła się od razu. – Postaram się spędzić w tym sklepie nie więcej niż godzinkę, obiecuję.
Po około piętnastu minutach wreszcie udało nam się znaleźć miejsce parkingowe, nienawidziłem tych niedzielnych spędów galerianych również z tego powodu. Tak jak omówiliśmy, najpierw weszliśmy po magazyny, a później zmierzaliśmy w stronę największego sklepu obuwniczego, jaki tylko w tej galerii się znajdował.
– Kochanie, jeśli wolisz to możesz sobie iść do kawiarni na tę godzinkę posiedzieć – zaproponowała Julia.
– Nie ma takiej potrzeby, wolę się udać z tobą do sklepu, lubię być przy tobie i dzielić z tobą każdą chwilę – powiedziałem, lecz tak w rzeczywistości, wolałem ją mieć po prostu na oku, gdy robi jakiekolwiek większe zakupy.
Julia po około dwudziestu pięciu minutach rozglądania się po regałach i przechadzania się pomiędzy nimi, wreszcie wypatrzyła coś dla siebie. Były to długie, czarne kozaki, na chudziutkiej, wysokiej szpileczce. Włożyła je na swoją śliczną, drobną stópkę, a ja nie mogłem tego nie skomentować.
– Kochanie, ty kupujesz te buty do sypialni? – zapytałem.
– A czemu ci to przyszło do głowy, skarbie?
– Bo widzę, co przymierzasz – odpowiedziałem.
– To są akurat kozaki zimowe, wiesz?
– Prosiłbym, byś wybrała coś mniej wyuzdanego – powiedziałem i wróciłem do swojej wcześniejszej lektury o ćwiczeniach na poprawienie męskiej klatki piersiowej.
– Przymierzam, bo mi się podobają – Julia najwidoczniej nie miała zamiaru ustąpić.
– Kochanie, to są kozaki zimowe o takiej szpilce, przy której nie trudno o złamanie. Zmień, proszę, wybór.
– No dobrze. Poszukam czegoś bardziej odpowiedniego – powiedziała wreszcie tę frazę, na którą czekałem. Widząc jednak jej minkę, gdy je odkładała stwierdziłem, że mamy wystarczającą ilość pieniędzy, by móc sobie pozwolić na dwie pary kozaków. Wiedziałem też, że nie pozwolę jej w nich wyjść na ulicę, ale uśmiechałem się w myślach sam do siebie, gdy stwierdziłem, że zawsze można je wykorzystać w innym miejscu. – Ale te też możesz wziąć. Fajnie ci leżały na nóżce – dodałem.
– Dziękuję, wezmę, bo mi się strasznie podobają. Może je jeszcze założę, bo śniegu nie zapowiadają.
– W naszej sypialni nie pada – powiedziałem, a ona na dźwięk tych słów tylko się uśmiechnęła.
Potem Julia chodziła znowu między półkami i przymierzała, w końcu zbliżyła się do półki z najdroższymi butami, tymi o dobrej marce. Chwyciła za fioletowe kozaczki, do połowy łydki, na średnim, szerokim obcasie. Z daleka było widać, że całe są z dobrej jakości skóry.
– Chcę te – zażądała.
– Super. Pasują ci do tego płaszczyka – powiedziałem. – Ile te buty kosztują, kotku? – zapytałem.
– Są drogie, ale jestem pewna, że wytrzymałe i starczą mi na długo – odpowiedziała.
– No to się uśmiałem, kochanie. Tobie i na długo to nie idzie w parze. Po sezonie stwierdzisz że niemodne, ale dobrze, zgoda bierzemy je.
– Kochany jesteś. – Uwielbiałem, gdy tak mówiła.
– Ty czasem też – powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej łobuzersko.
– To chodź już do tej kasy, zanim coś jeszcze wypatrzę – ponaglała Julka.
Kiedy ja stałem przy kasie, a moja żona udała się, jak zwykle w takich momentach, obejrzeć pobliską wystawę sklepu, do którego za moment mnie zaciągnie, dostrzegłem, że rozmawia z jakimś facetem. Nie powiem, bym był z tego powodu zadowolony, wręcz przeciwnie. Kiedy nareszcie znalazłem się tuż przy niej, tego gościa już nie było.
– Czego chciał? – postanowiłem od razu rozwiać wątpliwości.
– Zostawił mi wizytówkę. Ma dla mnie propozycję pracy – odpowiedziała.
Moja żona była znana z reklamy maskary do rzęs znanej marki. Często więc zbliżali się do niej obcy z branży, gdy tylko ją poznali. Szczerze tego nienawidziłem, bo później kilka tygodni wierciła mi dziurę w brzuchu na temat powrotu do pracy, a ja nigdy nie miałem zamiaru się na to godzić. Według mnie żona powinna zajmować się domem, a nie zarabiać na dom, bo od zarabiania jest mężczyzna, a nie kobieta. Dziwnym było natomiast to, że do niej moje argumenty nie w pełni docierały, jednak w końcu ustępowała. Przypuszczałem, że podobnie będzie i tym razem.
– Wyrzuć ją, to pewnie jakiś zboczeniec – powiedziałem od niechcenia.
– Nie no, ale ty głupoty opowiadasz. Spójrz tutaj. – Podała mi wizytówkę. – Ja znam tę nazwę – dodała. – Zadzwonię jutro i wypytam o szczegóły, dobrze? – zapytała Julia po chwili milczenia.
– Zastanowię się – odpowiedziałem, a ona schowała wizytówkę do kieszeni swojego granatowego płaszczyka.
– No jak wolisz, ale wiedz, że takich propozycji się nie odrzuca w mojej branży. Idziemy po sukienkę? Tą, o której wspominałam ostatnio.
– Dobrze, idziemy – powiedziałem i splotłem swoją lewą dłoń, z prawą rączką żony. W prawej natomiast trzymałem zakupy.
Oczywiście z sukienką okazało się jeszcze trudniej niż z butami. Jedna była za krótka, druga miała gołe plecy, a trzecia pokaźny dekolt, ale cóż miałem zrobić. Zgodziłem się na wszystkie trzy i przyrzekłem sobie w myślach, że zawsze będę przy niej, gdy będzie miała je na sobie. Ogólnie to miałem nadzieję, że dzięki tylu drobiazgom zapomni o tej nieszczęsnej propozycji pracy.
– Zgłodniałam. Idziemy coś zjeść? – powiedziała po kilkugodzinnych zakupach.
– Może lepiej pojedźmy, chyba że chcesz jeść w tym pospolitym splendorze w postaci ludzi.
– Przepych w postaci człowieka, dziwnie to jakoś brzmi, wiesz?
– Cóż, trudno, pojedziemy może do restauracji, kochanie, dobrze? – zapytałem.
– No, jak wolisz.
Takim oto sposobem, znaleźliśmy miłą i przyjemną restauracyjkę. Julia zachwycała się wystrojem wnętrza i prawdziwym kominkiem, w którym się paliło. Stwierdziłem, że powinniśmy mieć taki w domu. Oczywiście ochoczo przyznała mi rację. Zamówiliśmy to, co każdy z nas lubił najbardziej, czyli ja kurczaka w sosie słodko-kwaśnym z ryżem, a Julka postawiła na spaghetti bolońskie. Kelner przyjął zamówienie i oddalił się od nas w kierunku kuchni. Spojrzałem na Julkę, uśmiechnęła się do mnie i zapytała:
– Obejrzymy dziś razem film czy idziesz na tego tenisa jak zwykle?
– Dziś mam cały dzień i noc dla ciebie, kochanie. Obejrzymy film, jaki tylko sobie życzysz, zdzierżę nawet polską produkcję w postaci komedii romantycznej.
– To super. Teraz jestem szczęśliwa, wiesz?
– Widzę i bardzo mnie to cieszy, ale wracając do naszej wczorajszej rozmowy, będziesz już grzeczna prawda? – zapytałem, a po jej minie widać było, że nie spodziewała się tego pytania.
– Zawsze staram się być – odpowiedziała.
– Wczoraj tego nie pokazałaś – odparłem, a kelner postawił przed nami zamówione potrawy, sztućce i napoje. Kiedy mu podziękowałem i powiedziałem, że chwilowo nic więcej nie trzeba, od razu odszedł od naszego stolika i zajął się nowymi klientami.
– Każdy popełnia błędy. Przepraszam, poprawię się – odpowiedziała Julia, gdy była przekonana, że młody mężczyzna w białej koszuli i bordowym fartuchu nas nie słyszy.
– Oby – odrzekłem. – Wiesz, ja też nie chcę by twoją śliczną buzię zdobiły jakieś sińce.
– Wiesz, że jak zacznę pracować to nie mogę ich mieć? – zapytała.
– O ile zaczniesz pracować – odpowiedziałem.
– No tak, jeśli zacznę.
– Właśnie, tak brzmi to o wiele lepiej – powiedziałem. – Boli mnie coś kręgosłup i kark, kotku, zrobisz mi w domku masaż, proszę – uśmiechnąłem się ciepło do kobiety, którą przecież kochałem nad życie.
– Dobrze, jeśli tylko wrócimy do galerii po balsam, to zrobię. A teraz mam ochotę na lody, zamówisz?
– Tak, oczywiście, zamówię – odpowiedziałem i przywołałem kelnera ruchem dłoni. – Dla tej pani będą lody, jakie, kochanie, wybierasz?
– Pomarańczowe, ale w tym deserze brzoskwiniowym, da się tak? – zapytała z szerokim uśmiechem, ukazując rząd równych, białych zębów.
– Dla pani oczywiście, że tak.
– A dla mnie tiramisu – powiedziałem i ,nie czekając aż kelner zbierze talerze i odejdzie zapytałem żonę: – Jak to wrócimy do galerii? Przecież o ile sobie przypominam, to już tam byliśmy. Poza tym, stąd mamy już tylko kawałek do domu.
– No tak, ale zapomniałam, że nie mamy balsamu, skończył się wczoraj.
– Masz mnóstwo balsamów w łazience. Jest ten brązujący, ten Dave, nie trzeba ci trzeciego – wyliczałem. – Poza tym trzeba było pamiętać, teraz nie będziemy się wracać – dodałem.
– Chyba nie chcesz mieć brązowych pleców, skarbie? A Dave to mleczko do ciała, ujędrniające. Do masażu najodpowiedniejszy będzie balsam, którego ostatnia butelka mi się skończyła wczoraj. Aha i jeszcze przydałoby się do Piotra i Pawła zajść, zapomniałam, że pieczywa już nie mamy w domu.
– Wejdziemy do piekarni przy naszym domu. Możesz mnie ujędrnić tym masażem, ale nigdy się nie będziemy wracać. Koniec dyskusji.
– Jest niedziela, piekarnia zamknięta. W sumie na kolację mogę tosty zrobić, jutro rano jajecznica będzie w takim razie. Może przetrwamy bez bułek do jutra. – Julia tym razem mówiła pretensjonalnym tonem, często tak robiła, gdy się nie chciałem na coś zgodzić i nie byłem odpowiednio stanowczy. Ja akurat trafiłem na kobietę, z którą trzeba alko ostro, albo wcale. Wiedziałem to już przed rozpoczęciem naszego małżeństwa, a po ponad półtora roku jego trwania byłem w tym utwierdzony.
– Nasza piekarnia jest czynna w soboty, a to chyba w twoim obowiązku, by niczego u nas w domu nie brakowało. Wiesz dobrze, że ja nie mogę chodzić do pracy i sprawdzać zapasów żywności jednocześnie.
– Wiem, kochanie, przepraszam. Pamiętałam, zanim wyszliśmy z obuwniczego, ale ten facet mnie rozproszył i ciągle myślę o tej propozycji.
– To w takim razie już o niej zapomnij, skoro już cię praca rozprasza, zanim się w ogóle zaczęła – powiedziałem ostrym tonem.
– Kotku, nie denerwuj się. Obiecuję, że nie zaniedbam swoich obowiązków w domu. – Kelner tym razem postawił przy nas wcześniej zamówione desery.
– Ja już podjąłem decyzję. Odpowiedź brzmi: nie przyjmiesz tej pracy.
– Pozwól mi chociaż spróbować. Wiesz, jakie to dla mnie ważne. – Julia usilnie starała się przekonać mnie do swoich racji, a ja? Ja już zaczynałem powoli wyczerpywać swoje pokłady cierpliwości do tej jakże drobnej, pięknej i zarazem denerwującej kobietki.
– Zamknij usta – rozkazałem ściszonym głosem. – Zamilcz, zjedźmy w ciszy – dodałem już normalnym tonem.
Tak jak zarządziłem, tak się też stało. Zjedliśmy desery w ciszy, a w samochodzie na powrót zapanowała luźniejsza atmosfera. Wróciliśmy do domu, rozpakowaliśmy zakupy, a później otrzymałem swój masaż. Napawałem się tym wspaniałym uczuciem, gdy kobiece, delikatne dłonie z takim wyczuciem ślizgały się po moich łopatkach. Nagle jednak przyszła mi ochota na inny rodzaj odprężenia, a stało się tak, gdy Julia pocałowała mnie w ucho. Obróciłem się zaraz po tym pocałunku i chwyciłem ją delikatnie za nadgarstki.
– Wariacie, bo wszystko utłuścisz! – wykrzyknęła moja żona z uśmiechem na ustach.
Mimo tych jej udawanych protestów, przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem najlepiej, jak tylko potrafiłem. Ten pocałunek nas pochłonął, zaczęliśmy błądzić opuszkami palców po swoich ciałach. Robiliśmy to jak w transie. Ściągnąłem z Julki czerwoną bluzeczkę i usilnie próbowałem poradzić sobie z jej stanikiem. W końcu to ona straciła cierpliwość do moich prób i sama go odpięła, byłem wielce zaskoczony, że zapinanie znajdowało się z przodu, miedzy piersiami, a nie tak jak zwykle z tyłu.
– A więc tak to działa – powiedziałem i zacząłem całować ją po szyi i zmierzałem w stronę piersi, które wcześniej ugniatałem dłonią w sposób delikatny i subtelny.
Przeturlaliśmy się na łóżku w taki sposób, by to Julka znalazła się na dole, teraz podtrzymywałem się na łokciach i bawiłem lewą dłonią jej włosami jednocześnie całując po uchu i przygryzając je. Poczułem jak przechodzą ją dreszcze, co znaczyło, że jej się podoba. Z jej inicjatywy wyszło, że na powrót zaczęliśmy wymieniać się pocałunkami, były gorące i namiętne jak nigdy dotąd. No ,może troszkę przesadziłem, ale były takie jak jeszcze przed ślubem lub zaraz po nim. Przeniosłem ciężar ciała na kolana i jedną z dłoni, drugą natomiast sięgnąłem pod legginsy i stringi swojej żony, by sprawdzić jej gotowość. Teraz przeniosłem ciężar ciała tylko na kolana, klęknąłem między jej łydkami i oddaliłem się nieco w tył. Jednym, szybkim, sprawnym ruchem ściągnąłem z jej zgrabnych nóżek legginsy. Później zacząłem zsuwać stringi i zaznaczać ich ślad swoimi pocałunkami. Zacząłem od wewnętrznej strony jej lewego uda, a zakończyłem przy kolanie. Później przeszedłem do zdjęcia czarnych podkolanówek. Ślad ich zdejmowania także zaznaczyłem na jej ciele. Teraz przybliżyłem się nieco, delikatnie podgięła kolana. Uniosłem lewą dłonią jej lewą nogę i prawą wymierzyłem niezbyt silnego, ale jednak odczuwalnego klapsa.
– Zawsze mnie to denerwowało, prosiłam byś tak nie robił – powiedziała.
– Przepraszam, kochanie, to był taki odruch. Masz śliczną i zgrabną pupę, to wszystko przez to – odpowiedziałem i przychyliłem się, by pocałować ją po brzuchu w okolicy pępka.
W tym momencie zadzwonił telefon mojej żony. Staraliśmy się nie przerywać wspólnej zabawy. Jednak, gdy telefon zaczął dzwonić po raz trzeci, Julka chciała go odebrać.
– To zajmie chwilę, kochanie – powiedziała, przerywając rozpinanie mojego rozporka i sięgając po białego Samsunga.
– Nie ma mowy – powiedziałem zdecydowanie i przytrzymałem jej nadgarstki, by później znów położyła je w tym samym miejscu, w którym miała je przed kilkoma sekundami.
Po chwili byliśmy już oboje nadzy. Zdecydowałem, że koniec z cackaniem się i z powolną grą wstępną, jak dla mnie ona i tak już za długo trwała. Wszedłem szybko i zdecydowanie, Julka krzyknęła, ale ponieważ trwało to tylko chwilę, nie widziałem sensu, by zwracać na to większą uwagę. Po niedługiej chwili złapaliśmy wspólny rytm, a po kilku minutach to ona wykrzyknęła moje imię, wyginając w łuk swoje ciało. To cudowne uczucie, którego nie da się opisać, gdy słyszy się krzyk kobiety, której w tej chwili jest dobrze, najlepiej na świecie i lepiej niż kiedykolwiek przedtem. Podczas tych dziewięciu sekund ulatuje z człowieka wszystko: pragnienia, marzenia, kłopoty, problemy i zmartwienia, nie ma nic, poza tym jednym, cudownym, niedopisania uczuciem. Po chwili złączyłem się z Julią w tym uczuciu, by później spokojnie usnąć przytuleni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz