Dominika (Magdalena)
Rozdział 4
Przyjaciele
Odjechał mi ostatni autobus z tej wioski… Lubiłam
odwiedzać babcie, ale nie mogłam pozwolić sobie na to by zostać u niej na noc.
Wcześnie rano musiałam wstać i iść do szkoły, bo obiecałam Amandzie, że skoro
już nauczyła mnie ego Angielskiego to się wysilę i przystąpię do sprawdzianu. W
pierwszym momencie miałam zadzwonić do Kamila, ale przypomniało mi się w jakich
skrajnych emocjach się rozstaliśmy. Zadzwoniłam więc do Tomka, ale mój brat jak
zwykle nawet nie raczył się odebrać.
– Aleks, proszę cię, zwrócę ci za paliwo – zaczęłam.
– Gdzie mam podjechać? – zapytał nad wyraz mile, co
kompletnie do niego nie pasowało. Po dłuższym poznaniu okazało się, że to
facet, który nie jest godny bym poświęcała mu uwagę. W wolnych chwilach
przesiadywał w kasynie, pił whisky, a kobietę traktował jak niższy gatunek, z
taką wyższością. Teraz jednak byłam na niego skazana. Podałam mu nazwę
miejscowości, usiadłam na przestanku i czekałam.
Po kilku minutach ujrzałam samochód, ale nie był to
samochód Olka. Wysiadło z niego dwóch mężczyzn, byli dziwni. Tacy… mroczni.
– Dominika, tak? – zapytał jeden z nich.
– Chyba tak, znamy się? – zapytałam jak jakaś blond
idiotka, bo w takich chwilach wolałam nie błyskać intelektem, to mogłoby tylko
zaszkodzić.
– Domi, wsiadaj. Oni się tylko zgrywają – usłyszałam
znany mi głos, należał do Aleksa.
Wsiadłam niepewnie z tyłu i zapięłam pasy dla
bezpieczeństwa, gdyż całe towarzystwo wydawało mi się pod wpływem jakiś
substancji odurzających. Olek się śmiał od ucha do ucha. Ten czarny, postawny,
co siedział obok niego usilnie walczył z telefonem. Odbierał, krzyczał do
słuchawki, potem ignorował, a ten obok mnie wyglądał jakby mu było niedobrze.
– Kolega ma natarczywą żonkę – wyjaśnił Aleks.
– Rozumiem – odpowiedziałam skromnie choć tak
naprawdę niczego nie pojmowałam.
– Wydzwania kurwa jebana znowu – warknął ten od
telefonu.
– Wyłącz ten telefon i nie włączaj – zaproponował
Aleks.
– Nie mogę, gdybym mógł to już dawno bym tak poste..
poster… posty… zrobił po prostu. Fabian ma dzwonić w sprawie hurtowni. – Byłam
przerażona, że nie może wypowiedzieć tak prostego słowa jakim jest „postąpił”,
cud w ogóle, że wypowiedział „Fabian” i „hurtowni”.
– Przepraszam Domi, kolega ma problemy z żoną. To
taka jędza jest, co mnie nie lubi na dodatek.
– No popatrz, jak można cię nie lubić? – zadrwiłam,
a on odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał jakoś tak groźnie.
– Patrz na drogę – warknął mężczyzna siedzący obok
mnie i znów skoncentrował się na obrazach zza szyby.
Cisze przerwał sygnał telefonu i wrzask „Mówiłem kurwa byś nie dzwoniła co pięć
minut. W dupie mam pampersy, będę miał pieniądze to kupię. Odpierdol się ode
mnie kobieto, bo jak wrócę to ci… rozłączyła się dziwka, no kurwa!”
– Już dawno powinieneś jej skórę przetrzepać. Byłaby
milsza – powiedział Aleks głosem bez wyrazu.
– Nie bije kobiet, nie na trzeźwo – odrzekł ten
telefonowy.
– Dziś wypiłeś, i nie tylko wypiłeś – stwierdził z
niepohamowaną radością Olek.
– Dlatego dziś już nie wrócę do domku.
– Abyś jej nie zbił? – zapytał z niedowierzaniem ten
siedzący obok mnie. Ten wydawał się najnormalniejszy, najspokojniejszy.
– Nie stać mnie na trumnę, a dziś to bym ją
rozkurwił najchętniej. Dziś cała noc świętujemy tak Aleks?
– Tak.
– A jaki to powód? – zapytałam by zmienili temat, bo
tamten wydawał mi się chory.
– Nasz kolega się rozwiódł – oznajmił ten siedzący
obok mnie.
– Unie… Unier… Uważ… nił. Sam Olek im powiedz – znów
bełkotał ten siedzący obok niego.
– Unieważniłem małżeństwo – wyjaśnił Aleks i stał
się normalny, taki poważny, taki jakiego znałam.
– Długo trwało? – dopytywałam.
– Tylko noc poślubną, później się rozstaliśmy.
– Nawet nie pamiętał tego ślubu – wyjaśnił ten
siedzący obok mnie.
– Jak wam właściwie na imię? – zapytałam tych dwóch.
– Przepraszam, zapomniałem tobie ich przedstawić.
Mam nadzieję, że wybaczysz? – wyznał Olek smutno gdy wjeżdżaliśmy już do
miasta.
– Wybaczę, to jak?
– Ten tu to Kryspin – wskazał na tego od telefonu. –
A ten młody obok ciebie to Witek.
– Często prowadzisz po pijanemu? – zapytałam Aleksa
gdy już parkował przed moim blokiem.
– Nie piłem, wczułem się w ich klimat – odpowiedział
i wysiadł z samochodu by otworzyć przede mną drzwi.
Niby zapewniał mnie o tym, że nie pił, ale jego
źrenice były dziwnie rozszerzone, a oczy przeszklone i zamglone zarazem.
– Domi, mam sprawę. Odprowadzę cię do drzwi, dobrze?
– To ta sprawa? – dopytywałam.
– Nie, coś ty, ta by była za błaha. Chciałbym byś
nikomu nie mówiła o tej mojej pożal się boże żonie. To było małżeństwo
nieplanowane, niechciane. Zresztą sąd je unieważnił, nie ma więc znaczenia –
wytłumaczył się i przytrzymywał mi drzwi od wejścia jednocześnie.
– Dobrze przyjacielu – odpowiedziałam i położyłam mu
rękę na torsie, ale strącił dość brutalnie moją dłoń.
– Właśnie, jesteśmy przyjaciółmi. Nie dotykaj mnie
proszę w ten sposób – wypalił nagle.
– Dlaczego?
– Bo to na mnie działa pobudzająco, podobnie jak
odcień twoich paznokci, a to nie byłoby ani dobre, ani mądre, ani dozwolone, bo
ty nieletnia, ja zauroczony w innej, ty nadal tęsknisz do Kamila. Nie ma sensu
wykorzystywać taką sytuacje, to by było w przyszłości niekorzystne dla nas
wszystkich.
– Dobra, rozumiem – przerwałam mu ten monolog.
– Dobranoc i dobrych snów – rzekł dając mi buziaka w
policzek. Typowy facet. Ja jemu położyć ręki na klacie nie mogłam, ale on mnie
muskać to już mógł. To wyglądało tak jak ja by go dotknąć potrzebowałabym
pozwolenia, a on jakby wszystko mógł robić bez jakichkolwiek zezwoleń. I jak ta
sytuacja się miała do tego jego monologu o wykorzystywaniu niekorzystnie
korzystnych sytuacji? Nie wiem sama…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz