Narracja (Tychon)
Rozdział 3
I tak będziesz mój!
To był zwyczajny
poranek, trzydziestego września. Patryk, siedząc przy zwykłym, zniszczonym, kuchennym
blacie, słodził już trzeci raz tę samą kawę. Był zadowolony ze swojego życia,
ale jednocześnie to samo, co go zadowalało smuciło. Majka nie dawała wyraźnego
znaku swojej obecności już około tygodnia.
– Jak na nią to
naprawdę długo – powiedział sam do siebie.
– Myślisz o tej
Małej-Rudej – odezwał się Kamil, wchodząc do kuchni i zmierzając do lodówki.
Był ubrany w same sportowe spodenki. Patryk spojrzał na kolegę i nagle mu się
coś przypomniało…
– Tak i
zastanawia mnie, skąd miała mój numer – powiedział z wyraźnym niezadowoleniem i
podejrzeniem w głosie.
– Oj, stary! Coś
ty! Podejrzewasz mnie? W życiu bym tej… – Kamil szukał odpowiedniego słowa –
rozpieszczonej małolacie nie podał twojego numeru. Jest gdzieś musztarda? –
dodał, będąc już głową w lodówce.
– Ale to mój
nowy, podałem tylko tobie i matce – wyjaśnił Patryk. I dodał: – Nawet Aleksowi
nie zdążyłem go jeszcze podać.
– No to jest
gdzieś ta musztarda czy nie ma? – powtórzył swoje pytanie zbulwersowany.
– Jeny, Kamil,
czy ty tylko o jedzeniu potrafisz myśleć?
– Zamierzam dziś
rozwiązywać krzyżówki, każesz mi myśleć na głodnego? – Kamil powiedział o swoim
planie na dzień najlepszemu przyjacielowi.
– Leży na stole w
pokoju Aleksa, jadł dziś wcześnie śniadanie i wyszedł do biblioteki, chyba –
udzielił odpowiedzi koledze.
– Wielkie dzięki,
a co do tej rudej, zgrabna jest, taka seksi – powiedział Kamil, trzymając w
jednej ręce trzy parówki, a drugą zamykając lodówkę.
– Przy ocenie
kobiet używasz czasem głowy? – zapytał Patryk.
– Przy ocenie tej
wolałbyś bym tej głowy nie używał, przecież ona jest pusta jak… – znowu szukał
odpowiedniego słowa – jak nasza lodówka. Właśnie trzeba zrobić zakupy.
– Wyjdź już z tej
kuchni, proszę! – powiedział zirytowany Patryk do swojego kolegi.
– No dobra,
dobra, już sobie idę, ale by później nie było, że ja nie chciałem pomóc, bo ja
naprawdę miałem dobre chęci, tylko ty żeś mnie wygonił…
– Wyjdź –
przerwał mu ten beznadziejny, złośliwy i denerwujący zarazem monolog.
Patryk wypił
przesłodzoną kawę do połowy, kiedy uznał, że tego się nie da po prostu
przełknąć i wrzucił kubek do zlewu, w którym roiło się od naczyń. Napisał
wiadomość do Aleksa na małej, żółtej, samoprzylepnej karteczce i przykleił ją
na lodówkę. Treścią wiadomości było: Stary
teraz twoja kolej zmywać naczynia!. Udał się do swojego pokoju, cieszyło go
że przynajmniej tutaj wszystko ma swoje miejsce, lubił swój uporządkowany
pokój, ponieważ cieszył oczy bardziej niż widok brudnych naczyń w kuchni.
Patryk należał do
mężczyzn zupełnie innych niż jego współlokatorzy. Właściwie każdy z nich był
inny. Aleksa można było ocenić jako intelektualistę, który uwielbia nowinki
techniczne, poza tym był sztywny, wręcz nudny i strasznie schematyczny. Co do
Kamila, tutaj wydaje się, że nie można powiedzieć za wiele, jednak Kamil nie był
takim zwykłym chłopakiem z osiedli. W wypowiedziach o nim bardzo często
padałoby słowo „retro”, bowiem dla tego młodzieńca nie miały znaczenia nowinki
techniczne w ogóle. Ten człowiek nawet muzyki słuchał na gramofonie. Telefon
miał chyba ten sam od czasów gimnazjum, a telewizja, komputer i Internet
mogłyby dla niego nie istnieć. Poza tym Kamilo (tak nazywali go przyjaciele)
był dojść pogodnego, żartobliwego usposobienia, o wybuchowym charakterze i
nieskrywanych emocjach. Trzeci z nich – Patryk, był połączeniem wody i ognia,
był takim mostem, łączącym ich obu, gdyby nie on pewnie już dawno jego
przyjaciele by się „pozabijali”. Sam jednak był uporządkowanym człowiekiem,
wymagał od innych, ale i od siebie. Uważał że pieniądze nie dają szczęścia,
prawdziwą satysfakcję odczuwał, gdy robił to, co lubił, nieważne ile miał przy
tym PLN-ów w portfelu. Teraz jednak musiał iść zarabiać wcześniej wspomniane
PLN-y. Podszedł więc do szafy z lustrem, która mieściła się we wnęce pokoju,
rozsunął przesuwane drzwi, wyjął pierwszy z brzegu t–shert z motywem płyty
winylowej na przodzie i zaciągnął na swoje białe bokserki ciemne dżinsy. Dziś
miał ranną zmianę w klubie bilardowym, który zaczynał swoją pracę od
jedenastej. Spojrzał na swój czarny, sportowy zegarek Nike z LED-owym,
lustrzanym wyświetlaczem. Dochodziła godzina 10.30, uznał, że pora wyjść. W
korytarzu założył popielato-czarne obuwie marki Puma i, gdy już był jedną nogą
na klatce schodowej, przypomniał sobie o telefonie komórkowym, szybko wrócił
się do pokoju, czarną Nokię 5230 wcisnął do tylnej kieszeni dżinsów i ruszył do
pracy.
Ruch był
niesamowity, przez myśl przeszło mu nawet, że wszyscy licealiści z sąsiednich
szkół przyszli do Snookera na wagary. Gdy lał piwo jednemu z wcześniej
wylegitymowanych chłopców poczuł wibracje w tylnej kieszeni. Zrobił rękoma
symbol czasu (znaczący pauzę) w stronę kolejki i odszedł nieco na bok, by
odebrać. W słuchawce usłyszał głos Majki, była rozhisteryzowana i zapłakana.
– Zamknął mnie
ktoś w moim własnym bagażniku, jesteś jedyny, do kogo się dodzwoniłam. Proszę,
wyciągnij mnie stąd, pada mi bateria. Jestem na plaży, tej, gdzie jest żółta
zjeżdżalnia, przyjedź… – Nagle połączenie zostało przerwane.
Patryk wsunął na
powrót telefon do tylnej kieszeni, uznał to za głupi żart, jednak już po chwili
dotarło do niego, że jeśli to jednak nie jest żart, to Majka może tego nie
przeżyć, a on będzie obwiniał się o to do końca życia. Szybko wyjął telefon i
odnalazł w książce telefonicznej numer Kamila. Ten bez żadnych pytań zgodził
się zastąpić go za barem, czuł się tak zmęczony rozwiązywaniem krzyżówek, że
chętnie poprzebywałby pośród ludzi. Patryk spojrzał jeszcze wzrokiem zbitego
psa na Marzenę – kelnerkę, ta uśmiechnęła się do niego zrezygnowanym, a zarazem
ciepłym uśmiechem i powiedziała:
– Dobra, leć. Nic
nie powiem szefowi.
– Dzięki, jesteś
aniołem – powiedział do osiemnastoletniej blondynki i wybiegł z klubu.
Na parkingu przed
klubem stały dwie taksówki.
„Dzięki Bogu” –
pomyślał i wsiadł do jednej z nich. Szybko powiedział taksówkarzowi, jaki jest
cel podróży i zdenerwowany próbował ugasić w sobie emocje i negatywne myślenie
o tej jakże pięknej kobiecie. Podobała mu się, intrygowała go, ale zarazem była
też nieznośna i rozpieszczona, a co za tym szło? Nie do wytrzymania. Do plaży
nie było daleko, jednak jemu czas dłużył się w nieskończoność. Po kilku
minutach taksówkarz zatrzymał się na parkingu przed plażą, która teraz była
opustoszała, zupełnie inaczej niż w miesiącach wakacyjnych. Zapłaty dokonał w
ekspresowym tempie, podobnie bieg po piasku nie sprawił mu większego problemu,
wszakże był wysportowanym mężczyzną. W końcu dotarł do rudawoczerwonego
peugeota 407. Jego drzwi były otwarte na oścież. Otworzył bagażnik kluczykami,
jakie znalazł na przednim siedzeniu. Ujrzał tam Majkę ubraną w popielatą tunikę
na krótki rękaw i obcisłe dżinsy, zwiniętą jak embrion, ze związanymi dłońmi. W
pierwszej chwili ucieszył się, że to nie był kolejny z jej głupich żartów.
– Na pewno się
dobrze czujesz? – zapytał, ocierając jej łzy.
– Tak, dziękuję,
że przyjechałeś, już brakowało mi powietrza – mówiła, raz po raz biorąc głębsze
wdechy. Patryk odruchowo przyciągnął kobietę do siebie, przytulił i mówił
spokojnym opanowanym tonem:
– Trzeba wezwać
policję, mogło ci się coś stać. Kto to zrobił?
– Nie wiem, bo...
nie widziałam twarzy. Było ich dwóch, ale nie znam ich, nawet głosów nie
poznałam. Po co nam tu policja, oni i tak nic z tym nie zrobią – tłumaczyła się
chaotycznie Maja.
– Ten ktoś
dotykał kluczyków, zostawił odciski. Oprzyj się, a ja się wszystkim zajmę. –
powiedział jeszcze spokojniej i oparł kobietę o bagażnik nowiutkiego wozu, sam
wyciągnął swój telefon komórkowy i patrzył na jego wyświetlacz. Majka stanęła
na równe nogi energicznie i z całych sił próbowała odwieść go od pomysłu
wzywania policji.
– Chyba mieli coś
na dłoniach, wiesz, bo jak mnie dotykali to nie czułam ich skóry.
W tym momencie
nagle przeszła Patrykowi przez głowę myśl, że dziewczyna miała ręce związane z
tyłu. Jak więc zdołała do niego zadzwonić, posiadając telefon w przedniej
kieszeni obcisłych dżinsów?
Majka w tym
czasie ciągnęła dalej: – Wiesz, jak się
bałam, myślałam, że mi coś zrobią
Majka, widząc, że
Patryk ze zrezygnowaną miną schował komórkę na powrót do kieszeni, oparła się
znów o swój samochód.
– Tak się cieszę,
że przyjechałeś – dodała, a Patryk w tym czasie rzucił okiem na ślady na
piasku. Bez wątpienia doszedł do wniosku, że były tylko jego i tej drobnej
kobietki.
– W takim razie
chodź. – To mówiąc, mężczyzna chwycił dziewczynę za rękę i prowadził na przód
wozu.
– Bałam się, że
nie przyjedziesz, wiesz? Myślałam, że mnie zostawisz, bo pomyślisz, że żartuję
– mówiła kobieta z przejęciem w głosie.
– Teraz będziesz
miała dopiero powody, by się bać. – Patryk począł wyciągać pasek ze szlufek i
jednym sprawnym ruchem oparł dziewczynę o maskę samochodu, przytrzymując swoją
dłoń na jej plecach.
– Co ty robisz?!
– krzyknęła przerażona kobieta. I w tym momencie usłyszała świst przecinanego
powietrza i nieznajomy ból na pośladkach. – Co ty wyprawiasz do cholery!? To
boli! – krzyczała i próbowała się wyrwać, jednak bezskutecznie, bowiem lewa
dłoń mężczyzny nadal spoczywała na jej drobnych pleckach i tym samym
przyciskała ją do maski samochodu.
– I dobrze, o to
mi chodzi, by bolało. – Po wypowiedzeniu tego zdania uderzył kilkakrotnie
szybko i mocno pasem w jej zgrabną pupę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz