Majka (Amelka)
Rozdział 3
Uroczy potworek
Myślami byłam gdzieś indziej. Przez całą drogę nie
odzywałam się zbyt wiele, a próby nawiązania tematu przez Patryka zbywałam
krótkimi odpowiedziami do tego stopnia, że dał spokój. Myślałam o mamie, o tym,
gdzie ona teraz jest, co robi. Nie widziałam jej, od kiedy odeszła, a ostatnio
nie odzywała się nawet na święta. Brakowało mi jej.
W którąś rocznicę ich ślubu, kiedy ojciec spił się,
siedząc na kanapie w salonie nad zdjęciami, usłyszałam od niego, jak bardzo
jestem do niej podobna. Pierwszy raz widziałam, jak płacze. Wziął wtedy moją
twarz w dłonie i z zapłakanymi oczami powiedział, że widzi we mnie ją. Zawsze
uważał, że nie jestem do niego wcale podobna, no, oprócz tego, że oboje byliśmy
bardzo uparci, nie łączyło nas nic.
Wpatrywałam się w ruch uliczny za szybami i zdałam
sobie sprawę, że ojciec nienawidził mnie za to, że kiedy, patrzył na mnie
widział moją mamę, która go zostawiła. Teraz to ja odeszłam, a właściwie to
mnie wyrzucił. Poczułam, jak piecze mnie twarz, wiedziałam, że mam wypieki.
Nagła fala gorąca przebiegła przez moje ciało, byłam tak wściekła za to, jak
mnie potraktował, że w myślach wyzywałam go od najgorszych. Patryk przyglądał
mi się uważnie, dlatego też, żeby uniknąć pytań, musiałam się uspokoić. W mojej
świadomości znowu pojawiła się mama i zaczęła dopominać się o moją uwagę.
Dlaczego mnie z nim zostawiła? To pytanie męczyło mnie od dawna. Pomyślałam, że
może nie byłam wystarczająco dobrym powodem do tego, żeby mogła dla mnie żyć,
żeby mogła być przy mnie. Byłam rozbita emocjonalnie, dlatego na sam cień tej
myśli zaszkliły mi się oczy. Wiedziałam, że nie mogę znowu zacząć płakać,
jeszcze tak bez uprzedzenia. Błagałam w myślach o to, żebyśmy jak najszybciej
pojawili się pod kamienicą. Chciałam uwolnić się z klatki, jaką stanowił dla mnie
samochód. Na moje szczęście Patryk właśnie szykował się do parkowania.
Powlokłam się w górę, zostawiając Patryka samego z
walizkami przy samochodzie. Wiedziałam, że i tak nie pozwoli mi pomóc przy ich
wnoszeniu na górę. Nadal zamyślona, ale teraz skoncentrowana na wyrzucaniu z
głosy myśli o mamie i ojcu, doszłam bardzo wolnym krokiem pod drzwi mieszkania.
Byłam w szoku, kiedy z natłoku myśli brutalnie wyrwała mnie twarz Kamila, który
stał pod drzwiami. Oparty o ścianę, z rękoma skrzyżowanymi na piersiach popatrzył
na mnie badawczo. Tak jakoś dziwnie, trochę z wyższością, trochę z ciekawością
i może nawet trochę ze złością. Było mi jednak obojętne, co o mnie myślał.
Oboje czekaliśmy na Patryka w milczeniu, chociaż było widać po Kamilu, że
szykuje się na jakiś zgryźliwy komentarz. Całe szczęście, że Patryk pojawił się
w zaskakująco szybkim czasie i, stawiając walizkę na podłodze, wyjął klucze.
– Na śmierć zapomniałem – z roztargnieniem zwrócić
się do Kamila. – Sorry, stary.
– No ładnie. O kumplach to się zapomina teraz, tak?
– zapytał sarkastycznie, ale bez żalu w głosie. – A ty co? Zmieniasz pracę na
boja hotelowego? – Kamil zaczął się lekko podśmiewać z Patryka, który otwierał
drzwi.
– Zamiast się nabijać, lepiej byś mi pomógł –
odgryzł się Patryk, wręczając jedną walizkę Kamilowi i wskazując mi już otwarte
drzwi.
– No niech ci będzie. – wziął walizkę i, znowu się
śmiejąc, zapytał: – Co to za graty, tak właściwie? Po co wam to?
– Majka się do mnie wprowadza – odpowiedział krótko
Patryk, kiedy już wszyscy byliśmy w mieszkaniu. – Idę po jeszcze jedną walizkę
– dodał po chwili. Byłam odległa od tej wymiany zdań, ale kiedy zobaczyłam
lekko zaskoczoną minę Kamila, poczułam się dziwnie.
– Nie chciałabym wam przeszkadzać, więc jeżeli masz
coś przeciwko temu to mów – powiedziała, a mój głos pobrzmiewał głębokim
smutkiem. Właściwe to sama byłam zaskoczona tym, jak mówię, a Kamil tym
bardziej.
– Dlaczego miałbym mieć do tego jakieś ale? Jesteś
dziewczyną Patryka, będziesz sypiała z nim w pokoju, więc co mi do tego? Mi tam
przestrzeni nie zabierzesz, więc nie mam nic przeciwko, ruda. Jeżeli on chce
żebyś tu mieszkała, to znaczy, że ma do tego powody. Nie wpieprzam mu się w
życie, a niedługo będę tu tylko bywał – powiedział i uśmiechnął się do mnie.
Nie wiedziałam dlaczego, ale jego uśmiech, spokój i
to, że był dla mnie miły jakoś pozytywnie na mnie wpłynęły. Chyba dobrze mnie
wyczuł. Wtedy do mieszkania wszedł Patryk z moją kolejną walizką i popatrzył na
nas lekko zdziwiony. Ciągle staliśmy w tych samych miejscach, w jakich staliśmy
kiedy wychodził.
– Dzięki, stary. Myślałem, że wesprzesz kumpla w
dźwiganiu bagaży i zaniesiesz te walizki, co tu stoją do mnie. Wiem, że Majka
jest urocza i fajnie się na nią patrzy, ale przypominam ci, że to moja
dziewczyna. – Szturchnął go w bark z pięści i, łapiąc drugą walizkę, poszedł w
stronę swojego pokoju.
– Ty, nie pozwalaj sobie. Myślisz, że jak jesteś
starszy to ci nie oddam? Ja bym ci oddał, ale na oczach damy to tak nie wypada.
O tyle ci powiem! Mogę dźwignąć piesku, z tobą te torby – rzucił Kamil, idąc za
Patrykiem.
Udało mu się tym tekstem wywołać u mnie uśmiech, ale
kiedy tylko zniknęli za drzwiami pokoju, natłok myśli znowu spadł z wielkim
hukiem na moją biedną głowę. Kiedy wrócili do przedpokoju, siedziałam na
szafce. Nadal biłam się z myślami, a oni obaj z czegoś się śmiali, idąc w moją
stronę. Nagle w przedpokoju rozbrzmiał dźwięk dzwona telefonu Patryka.
Przewrócił oczami i odebrał. Dzwonili z pracy, więc oddalił się od nas i w
kółko powtarzał „tak”, „rozumiem”, „dobrze”. Kamil stał przede mną i patrzył na
mnie z zaciekawieniem, jak na dziwne zwierzątko w zoo. Zaczęłam się
zastanawiać, co go tak dziwi. Patryk skończył rozmowę, podszedł do mnie, złapał
mnie za dłonie złożone na kolana i ukucnął.
– Kochanie, muszę pojechać do pracy – powiedział
głosem, który wyrażał, jak bardzo ma z tego powodu wyrzuty sumienia. Nie chciał
mnie zostawiać z tym wszystkim, a z drugiej strony musiał jechać. – Przeżyjesz
trochę czasu z tym tu oto potworem? – zapytał po chwili, wskazując palcem na
Kamila.
Uśmiechnęłam się, zachowywali się zabawnie,
zastanawiałam się nawet czy to nie gra, żeby oderwać mnie trochę od zmartwień.
Złapałam go z bluzę i przyciągnęłam go do siebie, pytając głośnym szeptem,
chciałam, żeby Kamil mnie słyszał:
– Uważasz, że mnie zje? – Wysiliłam się na żart.
– Mam nadzieje, że jak wrócę to będziesz w
nienaruszonym stanie, ale chyba obiecać Ci tego nie mogę – powiedział Patryk.
Uśmiechnął się i pogładził mnie po twarzy. – Zjeść cię nie zje, ale musisz
uważać, żeby mi cię nie nadgryzł. – Podniósł się, pocałował mnie w głowę i
skierował się w stronę drzwi. – Będę jak najszybciej się da – powiedział do
mnie. – Kamil, bez nadgryzania – rzucił do Kamila i zostawił mnie z nim samą.
Nie do końca wiedziałam, jak mam się zachować. W
nocy na mnie nakrzyczał, właściwie to nawet udało mu się mnie obrazić. Z
drugiej strony, miał do tego powody. Kolejną rzeczą było to, że dokładnie
zdawałam sobie sprawę z tego, że mnie nie lubi. To było dziwne, nie wiedziałam,
co mam zrobić. Pewną chwilę oboje tkwiliśmy w bezruchu i milczeniu. Chciałam,
żeby coś powiedział i nie zawiódł mnie.
– Mam propozycję. Pseudo mistrz kuchni – Kamilo,
bierze się teraz za swoją specjalność, czyli pseudo gotowanie. Mam nadzieję, że
się skusisz? – Wskazał mi teatralnym ruchem wejście do kuchni. Nie zareagowałam
od razu, więc dodał: – Nie zamierzam cię otruć, Patryk by mi tego nie wybaczył.
Uśmiechnęłam się i podniosłam z szafki, a później
weszłam do kuchni. Usiadłam na taborecie, który Kamil wyciągnął spod blatu i
postawił przede mną, a później udał się w stronę lodówki.
– Jakie menu, pseudo mistrzu? – uznałam, że to
niegrzecznie nie odzywać się, kiedy on próbuje poprawić mi humor, a w dodatku
jest dla mnie tak miły.
– No cóż. Moje menu jest dość skromne. – Uśmiechnął
się, wyjmując głowę z lodówki i zaglądając do zamrażalnika. – Może frytki?
Niestety, chyba nic innego zaproponować ci nie mogę.
– Dokładnie na to miałam ochotę – powiedziałam mało
przekonana, bo tak naprawdę wcale nie miałam ochoty jeść. Właściwie to miałam
wrażenie, że niczego nie przełknę. Kamil zaśmiał się.
– Kiepsko kłamiesz, mała – zakomunikował,
przygotowując frytki.
Uśmiechnęłam się bardziej do siebie niż do niego, bo
przyszło mi na myśl, że ojciec przez dwa lata nie zorientował się, że nie
chodzę do szkoły.
– Ja kiepsko kłamię. Ty kiepsko gotujesz. Może się
kiedyś dogadamy – podsumowałam.
Kamil wrzucił frytki do piekarnika, usiadł
naprzeciwko mnie i patrzył przez chwilę. Jakoś nie chciałam na niego patrzeć,
miałam wzrok utkwiony w podłodze. Moja twarz prawdopodobnie nosiła ślady
płaczu, chociaż rozmazany makijaż zniknął z niej już w samochodzie.
– Majka – zaczął jakby niepewnie. Możliwe, że
powiedział to tylko po to, żebym na niego spojrzała. Tak też zrobiłam i
zobaczyłam jego spokojne i wyrozumiałe oczy. Miałam wrażenie, że mi współczuje,
a z drugie strony przeczuwałam, co chce mi powiedzieć. – Posłuchaj, jestem
pewny, że zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo udało się wam wyprowadzić
mnie z równowagi w nocy – zrobił pauzę, tak jakby dobierał odpowiednie słowa.
Nie chciałam wracać do tego co działo się w nocy. Mnie zostało to już wybaczone
i zapomniane, a moja obolała pupa nie dała mi o tym zapomnieć. Chciałam się od
tego odgrodzić odwracając od niego swój wzrok, ale on nie pozwolił mi na to
słowami – Nie zmienia to jednak faktu, że nie miałem prawa cię obrażać. Domka
ma swój rozum i to, że ci nie odmówiła, to tylko jej wina, a nie twoja.
Chciałem po prostu cię za to przeprosić. – Zszokował mnie i to sprawiło mu
nieukrywaną przyjemność – To co? Wybaczysz mi? – zapytał, chociaż znał
odpowiedź.
– Łoł, tego się nie spodziewałam – to były jedyne
słowa, które cisnęły mi się na usta.
– Lubię zaskakiwać – powiedział z łobuzerskim
uśmiechem i patrzył wyczekująco.
– Wybaczam.
– No to od dzisiaj gramy w tej samej drużynie. –
Wyciągnął do mnie rękę, a ja uścisnęłam tę ogromną dłoń, z trudem obejmując
palcami jej powierzchnię.
– Wiesz, zastanawiam się, co u Domki. Widziałeś się
z nią dzisiaj, prawda? – zapytałam z nadzieją, że uda mi się wybadać, jak
wygląda sytuacja z Dominiką i jej nastawianiem do mnie.
–
Jasne, że tak. Przecież to moja dziewczyna była – powiedział lekko zdziwiony.
– Jak to była? Jak ona się czuje? No wiesz.... po
tym wszystkim? Po tej... ciężkiej nocy? – mówiłam szybko i z przejęciem,
drążyłam temat w nadziei, że to, co powie Kamil będzie lekarstwem na moje
serce.
–
Uczy się, nadgania oceny i zostało jej mało czasu, by je poprawić, to
informacja od Amandy – mówił normalnie, bez większych emocji. Po czym dodał
jakby wiedział, że o taką informację właśnie mi chodzi: – W domu nikt się nie dowiedział, gdzie
spędziła tę felerną noc. – Popatrzył na moją twarz, oczekując reakcji. Najpierw
mnie zaskoczył, a później szok ustąpił miejsca głębokiej uldze. Wiedziałam, że
nie przyczyniłam się chociaż do pogorszenia jej problemów w domu. – Aleks
skłamał, że była z nim – dodał po krótkiej pauzie, a obserwowanie moich emocji
wyraźnie dawało mu dużo przyjemności.
– Coraz bardziej mnie dzisiaj zaskakujesz –
powiedziałam, nie ukrywając zaskoczenia. – Szczerze nie myślałam, że Aleks
będzie ją krył. Jaki on ma w tym cel? – wyznałam, zbierając się na szczerość.
Czułam, że mogę mówić, co myślę przy tym zaskakującym człowieku.
–
Nie potrzebuję wiedzieć jaki miał w tym cel, to już nie moja dziewczyna –
oznajmił pewnie, badając kolejną moją reakcję, nie była ona jednak szczególnie
emocjonalna. Patrzyłam na niego wyczekująco. – Czas dorośleć, wrócić do żony.
Ta moja dorosłość właśnie mnie sięgnęła.
– Aż tak źle było miedzy wami, że się wyprowadziłeś
od żony? A teraz do niej wracasz przez tą trawę tak? – Kolejne problemy Dominiki,
do których się przyczyniłam, nie dały mi powodów do radości, wręcz przeciwnie.
Właściwie, bardzo mnie zmartwiły, co prawdopodobnie wymalowało się wieloma
barwami na mojej twarzy, bo Kamil patrzył na mnie w bardzo specyficzny sposób.
Trochę tak, jakby było mu szkoda, że mam wyrzuty, którymi przecież się z nim
nie dzieliłam. A z drugiej strony jakby był trochę zadowolony, że zdaję sobie
sprawę z własnych błędów.
– No, najlepiej nie jest z żoną i nigdy nie było.
Jednak czas bym porzucił podrywanie małolat. Z Domi chciałem być na poważnie,
ale to ona to zakończyła, wracam więc do tego co znam. Mniej się boje tego co
nie nowe – Kamil lekko posmutniał.
– Tak w sumie, to jest w tym sporo mojej winy, że
wam nie wyszło, jestem też winna jej problemów w domu. To ze mną wagarowała –
przyznałam bardziej przed sobą niż przed Kamilem.
– Nie to nie twoja wina, to jej wina, nie musiała
tak czynić. I zapewniam cię, że więcej nie będzie. – Przestraszyły mnie jego
słowa, mówił przecież o mojej przyjaciółce, a brzmiał jak tyran.
– To brzmi trochę przerażająco, wiesz?
– Nie jest tak źle – powiedział, a ja wyczułam, że jego
zamiarem jest uspokojenie mnie. – Amanda ją przekonała do tego jak ważna jest
edukacja, obiecała jej przypilnować – dodał z zadowoleniem.
– A jak tam twoja szkoła – zapytał po chwili.
– Eh... wiesz, ja nie lubię tematu. – Opuściłam
wzrok i znowu ogarnęła mnie fala smutku, która uderzyła, przypominając okropną
kłótnie z ojcem.
– Czemu nie lubisz tematu szkoły? – Kamil zauważył
mój nagły spadek nastroju, ale dalej drążył temat, mając nadzieję, że uda mu
się znowu przywrócić mnie do lepszego nastroju. Nie wiedziałam na ile mogę mu
ufać. Skąd mogłam mieć pewność, że ta rozmowa nie trafi w ekspresowym tempie do
Patryka? Czułam nieodpartą potrzebę podzielenia się z nim wszystkimi
zmartwieniami tego trudnego dnia, ale bałam się. Dawno nikomu tak bezpodstawnie
nie ufałam.
– A obiecasz mi, że to, o czym teraz rozmawiamy,
zostanie między nami?
– Dobrze, zostanie między nami, bo chodzi o to, by
do Patryka nie doszło?
Patrzyłam mu teraz w oczy, chciałam zobaczyć w nich
czy kłamie, czy mówi prawdę. Nie byłam do końca pewna, ale coś wewnątrz pchało
mnie wraz z moimi problemami w stronę tego intrygującego człowieka.
– Tak. Niewykluczone, że kiedyś mu powiem, ale teraz
to chyba nie jest dobry czas. – Podjęłam decyzję. Dość ryzykowną, chciałam
jednak wierzyć, że warto to zrobić dla siebie.
– Wylali cię? – rzucił nagle Kamil, siadając na
stołku z niebieską poduszką.
– To wszystko nie jest takie proste. Chcesz
posłuchać historii od początku czy będziesz bawił się detektywa? – zapytałam,
udając oburzenie.
– Od początku – powiedział i czekał, aż zacznę
mówić, patrząc na mnie z uwagą.
– Wiesz, powiedzmy, że nigdy nie było mi po drodze
do szkoły.
– To mamy coś wspólnego. – Uśmiechnął się i poszedł
wyjąć frytki z piekarnika. – Zdawałem, bo zaliczałem sprawdziany, a nieklasyfikowany
nigdy nie byłem, bo ojciec zainwestował w boisko – powiedział dumny z siebie,
zerkając na mnie. Był rozbawiony tym wspomnieniem. – Jednak będąc w wieku
pełnoletnim, myślałem już nieco dojrzalej niż o wagarach.
– Cwaniak – podsumowałam. – No. mój ojciec
powiedział, że będzie mnie utrzymywał do momentu, kiedy będę się uczyła –
mówiłam mało przekonana, ale obiecałam, że opowiem mu wszystko. Nie mogłam się
tak po prostu wycofać, a w sumie to nawet nie chciałam.
– Nie popieram płacenia za naukę, ale dobra mów
dalej – powiedział, kiedy zrobiłam przerwę, zastanawiając się nad następnymi
słowami.
– Jakoś nie paliło mi się do tego, żeby chodzić na
wykłady, ale utrzymywałam pozory przez dobre dwa lata, że pojawiam się w
szkole, na którą ojciec dawał mi kasę.
Kamil zajmował się talerzami, kubkami i sztućcami,
ale wiedziałam, że mnie słucha.
– Rok zdałaś? Czy powtarzałaś?
– Dwa razy oblałam pierwszy rok – odpowiedziałam na
jego pytanie, a on w tym czasie przyniósł wszystko na kuchenny, obdrapany stół.
Cieszyłam się, że taboret, na którym siedziałam, zaopatrzony był w miękką
poduszę. W innej sytuacji pewnie nie wysiedziałabym tam dłużej na obolałej
pupie. – Nie pojawiałam się na zajęciach, więc nie miałam, jak go zaliczyć.
– Ja w gimnazjum rok i w LO też – wyznał Kamil bez
jakiejkolwiek krępacji. Był bardzo szczery i zaczynałam doceniać w nim tę
cechę.
– Fajnie, że nie tylko ja nie poradziłam sobie z
gimnazjum.
– No, ja gimnazjum nadrobiłem w o środku.
Zdębiałam.
– W ośrodku? – Z dłoni wypadła mi frytka, ale Kamil
zachował zimną krew. Nie ruszało go to w żaden sposób, nie przeszkadzało w
jedzeniu. Z talerza, stojącego przede mną nie ubywało.
– W ośrodku dla uzależnionych – powiedział spokojnie
– Dlatego tak zareagowałem na wasz wybryk.
– Co ty tam robiłeś?
– Leczyłem się. – Sprawił, że to, co mówił wyglądało
w mojej wyobraźni jak suchy fakt, a nie żywe wspomnienie. Zapewne nabrał do
tego takiego dystansu, że już nie miał problemu o tym mówić. – Złapano mnie z
dużą ilością trawy.
– Ok... teraz jakoś łatwiej mi to zrozumieć. – „Co
jeszcze skrywa w sobie ten człowiek?” – zastanawiałam się.
– Byłem w trzeciej gimnazjum – oznajmił i popatrzył
pytająco na mój talerz, a później na mnie.
– Szybko zacząłeś – podsumowałam.
– Miałem wybór poprawczak lub ośrodek, naturalnie
wybrałem ośrodek. Miałem jedenaście lat, gdy paliłem po raz pierwszy, czyli
było to połowę życia temu. – Uśmiechnął się.
– Jakoś się nie dziwię – powiedziałam zaciekawiona
ciągiem dalszym tej opowieści.
– Problem taki, że wyraziłem zgodę, by się tam
zamknąć, a byłem niepełnoletni. Mój ojciec zadecydował, bym siedział tam do
pełnoletniości – zastanowiłam się przez chwilę nad tym, ile razy tego dnia
jeszcze mnie zaskoczy.
– O kurwa... to znaczy, wybacz, miało być kurde, a
ja myślałam, że to mój ojciec jest tyranem i idiotą. – Na dźwięk bluźnierstwa
przewrócił oczami.
– Nie chcę by Domkę spotkało to samo. Wolałem sam
jej dać w kość, i mieć ją na wolności niż za drutem kolczastym, ale teraz jest
już wolna też ode mnie – powiedział i tym razem pokazał trochę uczuć.
Posmutniał i jakby zmartwił się, poczułam, iż zależy mu na Dominice.
– Tak, rozumiem. No i w sumie to przepraszam. Byłam
prowokatorem. – Temat Domi i tej przykrej nocy wywołał falę kolejnych,
nieprzyjemnych emocji.
– Przeprosiny przyjęte i tak z Dominiką by mi nie
wyszło, nigdy. Za dużo lat nas dzieli i ogólnie wiele barier. Jak już mówiłem
przyjmuje przeprosiny, ale Patrykowi należą się bardziej. – Wiedziałam, że ma
rację, ale przecież przepraszałam już Patryka. Nawet dostałam już za swoje i
wolałam o tym nie pamiętać, chociaż ból pośladków nie dał mi zapomnieć. – Mój
brat pracuje na tej samej komendzie, jest tam dłużej niż Patryk i wiesz, jego
nikt nie wkopał, że Domi wyciągnął, bo Domi nawet nie miała nic w kartotece –
kontynuował.
– Jego już przeprosiłam, wybaczył, nie było łatwo,
ale jednak. Ty masz brata? Zawsze uważałam, że nie masz rodzeństwa.
– Jacek to mój brat, ten co przesłuchiwał Dominikę –
oznajmił i znowu popatrzył wymownie na mój talerz, z którego nic nie ubyło, a
później na mnie.
– Łoł, dowiaduję się dzisiaj o tobie bardzo dużo i z
faktu na fakt coraz bardziej mnie zaskakujesz.
– Patryk miał jednak bardziej przejebane, dostał
zjebę od komendanta.
– A ty skąd to wiesz?
– Moja dziewczyna z przedszkola wypełnia tam
kartoteki, taka papierkowa robota – powiedział zadowolony. – A co do jedynaka,
zawsze czułem się jedynakiem, tak więc dużo się nie pomyliłaś. Tylko wiesz, nie
mów mu że to wiem, skoro sam się nie pochwalił, to nie chciał, by ktokolwiek
wiedział, ale ty według mnie powinnaś.
– Dziewczyna z przedszkola, fajnych masz
informatorów. – Zaśmiałam się.
– Miałem dużo dziewczyn w przedszkolu, ale tylko z
tą bawiłem się w doktora – powiedział z zadowoleniem i poczułam się jakby
wracał z uśmiechem na twarzy do jakiegoś wspomnienia. – A dziewięć lat później
powtórzyliśmy zabawę. Skubana, jest do dnia dzisiejszego ode mnie wyższa.
– Słucham? – Jego szczerość jeszcze bardziej mnie
rozbawiła.
– No co ty, nigdy się w doktora nie bawiłaś? – Teraz
to on był zaskoczony, a poza tym rozbawiony. – Taka ręczna robota. W
przedszkolu niewinne dzieciaki bawiły się w macanie słuchawką od stetoskopu.
Pewnie nawet bym tego nie pamiętał, ale
wiesz, pierwszego wzwodu się nie zapomina. – Zaśmiał się. – A co do dziewięć
lat później, to były moje czternaste urodziny i byliśmy pochłonięci filmami z
serii trzech iksów. O nazwie na p. – Gra słów mnie rozbawiła, a on postanowił
nie oszczędzać mi szczegółów. – Zrobiła dla mnie striptiz, strój był z balu
przebierańców, była pielęgniarką. – Śmialiśmy się, prawdopodobnie zaraziłam go
moim śmiechem, Jego historia miała w sobie coś, co niesamowicie mnie wtedy
rozbawiło. – Jak widzisz, wszystko w życiu szybko zaczynałem. Wszystko co na p.
– Picie, palenie, prochy, przeklinanie, pieprzenie, porno, przemoc.
– Subtelny to ty nie jesteś, ale za to szczery do
bólu – powiedziałam, wycierając łzę, która powstała z wybuchu śmiechu.
– Teraz liczę na to samo z twojej strony. – Nie był
już rozbawiony, raczej poważny. – Co się dzieje?
– Liczysz na szczerość. Gorzej, że z mojej strony to
nie jest nic pozytywnego. – Odwróciłam wzrok od jego przenikliwych oczu. Nie
było mi łatwo o tym mówić.
– Wiercisz się na krześle, nie jesz, nie pijesz
nawet herbatki, a ci zrobiłem – wyliczał.
– Mam ciężki dzień, nie wiesz, że jak coś zaczyna
się sypać to nagle wszystko spada na niewinnego człowieka? Tak chyba jest teraz
ze mną – powiedziałam smutno, a on zaczął się śmiać, co przykuło do niego moją
uwagę.
– Niewinnego. Dobre. – Nadal się ze mnie nabijał, a
ja nie miałam mu tego za złe.
– Dzięki, najważniejsze, że we mnie wierzysz. –
Udałam oburzoną.
– Wierze w człowieka zawsze, ale niewinna to ty nie
byłaś prawda?
– No, może troszeńkę zawiniłam. – Uśmiechnęłam się
niewinnie, a on odwzajemnił mój uśmiech.
– A Patryk jak to przeżył? Tę noc? Szczęśliwy to
chyba nie był?
Deszcz niewygodnych pytań, a w mojej głowie mętlik.
Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.
– Głupio pytasz... zawiodłam go – przyznałam smutno
i zaczęłam się przyglądać podłodze, a nie jak wcześniej oczom Kamila. – Ale ten
temat u nas został już zamknięty i ja nie zamierzam znowu czegoś takiego
zrobić.
– Aż tak ci dał popalić? Co moralizatorskie gadanie?
– Trafiłeś, umiał wywołać okropne wyrzuty
sumienia... – Była to prawda, która ratowała mnie ze zbędnych wyjaśnień.
– Jak zawsze. Dobrze że już ok. – podsumował, bo
widział, że to dla mnie niezbyt wygodny temat. – Jedz, bo mu naskarżę, że byłaś
dla mnie niemiła. – Świeża atmosfer znowu wkrada się w ramy naszej rozmowy.
– Nic nie przejdzie mi przez gardło, a ty lepiej już
na mnie nie skarż, ja mam już dość poważnych rozmów – powiedziałam, udając
zmęczenie i kładąc czoło na stole.
– To jak ty nie jesz, a ja już zjadłem, to
przejdziemy do pokoju i mi wszystko opowiesz, a ja się wezmę do pracy.
Zgodziłam się skinieniem głowy, a on zaprosił mnie
do swojego pokoju.
– A o szkole mu powiedz, po co kłamać? – rzucił
nagle Kamil, kiedy weszliśmy do jego pokoju, a ja usiadłam na starym krześle
obitym czerwonym materiałem.
– Kamil, to nie jest takie łatwe.
– Dlaczego nie jest? – dociekał.
– Posłuchaj. Przyjechałam tu z tymi wszystkimi
walizkami, bo mój ojciec wpadł w furię. Dowiedział się o tym, że wyrzucili mnie
z uczelni, że nie pojawiałam się na zajęciach no i, że ciągnęłam od niego kasę
na fikcyjne zajęcia. Pokłóciliśmy się, naprawdę ostro. Taka kłótnia nigdy
wcześniej nam się nie zdarzyła, a on powiedział, że mam się wynieść z jego domu
– wyrzuciłam z siebie jednym tchem.
– Chujnia straszna – podsumował machinalnie, a
później, trochę zawstydzony sprostował: – Przepraszam za słownictwo. – Siedział
przed jakąś starą toaletką z dużym lustrem i pracował nad nią z niezwykłą
starannością, precyzją i w skupieniem.
Posmutniałam, co Kamil zauważył bez problemu.
– Majka, a słyszałaś, że śmiech to zdrowie? –
zapytał po chwili milczenia. – Ludzie którzy częściej się śmieją lepiej znoszą
ból i trudy życia codziennego. Naukowo udowodnione, więc czilu. – powiedział i
uśmiechnął się do mnie ciepło.
– Wiesz, miałam o tobie inne zdanie, a teraz to w
sumie stwierdzam, że zajebisty z ciebie człowiek – wyznałam.
– Kobieto, nie przeklinaj i podaj no mi papier
ścierny – powiedział, wyciągając do mnie rękę – Gdyby mi żona tak klęła jak ty
to.... oj oj… – Zaczął kręcić głową, co mnie rozbawiło.
– Zajebisty to nie przekleństwo – wyjaśniłam
rozbawiona. – A gdzie ten cały papier leży? – zapytałam po chwili, rozglądając
się.
– Papier to to żółte takie ścierkowate i chropowate
– powiedział i wskazał mi miejsce w pokoju. – Jest pod taką rączką, szpachelką.
Podałam mu i znowu usiadłam na krześle, postanowiłam
zadać najbardziej nurtujące mnie pytanie.
– Kamil, myślisz, że Patrycja jest na mnie zła o tę
całą nocną akcję?
To zdanie skupiło jego wzrok na mnie.
– Nie jest zła, jestem tego pewny. Ma dobre serce. –
Wiedział, o co pytam, ulżyło mi
– Twoja odpowiedź wiele wyjaśnia i zdejmuje chociaż
jeden ciężar z mojego obolałego serca – powiedziałam z radością, że chociaż ta
obawa nie miała odzwierciedlenia w rzeczywistości.
Jego szczerość przelała się na mnie. Zadziwiałam
samą siebie, że z taką łatwością przychodziło mi to w obecności tego człowieka.
– Obolałe serce, a to dobre. – Kamil zaczął się
śmiać, zastanawiałam się czy nie położy się z tego śmiechu na ziemi. – Też mnie
czasem boli, jak za dużo na klatę wezmę, ale ty, jakby nie patrzeć, w klacie
masz więcej, więc w tym temacie nie mam z tobą szans… – Nabijał się i śmiał.
– Jesteś okropny wiesz? – Przerwałam mu, uderzając
go w bark.
– Ale w tym mam. – Poderwał się z podłogi i zaczął
mnie łaskotać. Próbowałam uciekać od tego dobrze zbudowanego faceta z bardzo
dużymi dłońmi, które skutecznie atakowały moje żebra. Kiedy odsunęłam się jak
najdalej mogłam, złapał mnie i przytulił do siebie. Czułam się tak jakbym
wygłupiała się ze starszym bratem, którego nigdy nie miałam. Wygłupy z Kamilem
były takie infantylne, beztroskie i dziecinne. Kiedy cofnął się kilka kroków,
pouczyłam jak ciągnie mnie ze sobą w stronę podłogi. Dziwne uczucie w żołądku
zostało zakłócone przez okropne pieczenie pośladków, kiedy dotknęły prawej nogi
Kamila, na którą upadłam. Ból był nie do wytrzymania, mimowolnie zaszkliły mi
się oczy, a piąstki zacisnęły. Beztroska chwila pękła jak bańka mydlana.
– Jezu, przepraszam. Boli cię coś, bo w sumie
spadłaś na mnie, więc nie powinno – powiedział Kamil trochę zszokowany,
podnosząc się z podłogi i widząc moją reakcję. – Ej, Majka co się dzieje?
– Nie, spoko... nic się nie stało. – Co innego
mogłam mu powiedzieć? Wierzyłam tylko, że się nie zorientuje. To byłby straszliwy
wstyd. Poza tym co ja bym miała mu powiedzieć?
– Widzę, że jest. – wypytywał dalej, przyglądając mi
się uważnie i z troską. – Co jest?
– Nie, no o nic... naprawdę jest ok. – Odpędziłam
łzy z oczu i rozluźniłam piątki. Miałam ochotę zacząć masować pośladki, licząc
na to, że ból trochę ustąpi. Przyglądał mi się jeszcze chwilę, a ja usiadłam
ostrożnie na krześle. Tak nie wzbudzałam podejrzeń.
– Ok, niech ci będzie, ale i tak ci nie wierze, ty
potworze, rudzielcu ty! – rzucił, żeby mnie zaczepić, a ja uśmiechnęłam się
tylko z trudem, a później zaczęłam się bronić.
– To ty zostałeś nazwany potworem, więc nie dopinaj
mi swoich przezwisk, a tak właściwie, to co ty robisz z tym.... meblem?
– A to dla żony. Ogólnie to taka jest moja praca,
renowacja mebli, sprzedaż antyków, ale jednak to dla niej. Nie mogę już patrzeć
na to jak się przy takim maleństwie, podobnym co tam na parapecie stoi, maluje
– wyjaśnił mi wyczerpująco.
– No nie wierzę, ty umiesz być uroczy! Jaki szok!
Taki potwór... – Zachwycił mnie, można było się pokusić o stwierdzenie, że
Kamil jest uroczo romantyczny. – Super, że dostanie od ciebie taką toaletkę,
jestem pewna, że jej się spodoba. Jest taka stylowa! – Trochę było mi przykro,
że prezent skierowany jest w ręce jego żony, a nie mojej przyjaciółki –
Dominiki.
– Całe mieszkanie mam stylowe. Dla kobiety nie można
być zawsze uroczym – powiedział bez emocji. – Tylko gdy sobie zasłuży.
Ruszyło mnie to, bo przecież różniłam się od żony
Kamila z pewnością, a i Kamil był inny niż Patryk, a jednak to zdanie pasowało
i do nas i pewnie też do nich. Pewna myśl nie dała mi spokoju i powiedziałam ją
na głos:
– Nie wiem czy ja sobie kiedykolwiek zasłużę. –
Popatrzyłam w okno i w moich myślach pojawił się obraz smutnych oczu Patryka.
– Majka, choć no tutaj do mnie – powiedział Kamil,
siadając na łóżku i wyrywając mnie z zamyślenia.
Kiedy grzecznie usiadłam koło niego, otulił mnie
swoim potężnym ramieniem i powiedział spokojnym głosem:
– Słuchaj, kobiecinko, to nie tak. Wiem, że Patryka
wczoraj zawiodłaś i w ogóle, ale przecież całe życie nie będzie ci tego
wypominał. Postaraj się mu nie zaleźć za skórę w tym roku po raz kolejny, to
zasłużysz, mówi to taki brzydal i potwór jak ja.
– On mi nie wypomina, mówiłam ci, że już mam za sobą
ten temat, zapomniane i wybaczone. – Broniłam mojego ukochanego, wiedząc, że
się nie mylę. Kamil miał rację i skutecznie poprawiał mi humor, a moje serce
czuło się lżej bez tych wszystkich problemów.
– Dzięki, potworku, poprawiasz mi humor. –
Przytuliłam się do niego, a on odwzajemnił mój uścisk.
– No to dobrze, że nie wypomina, co to by był za
facet, jakby tak stękał jak jakaś baba emerytka – przemówił w końcu i uśmiechnął
się do mnie łobuzersko.
– Przypomnę ci jak ty będziesz tak stękał na coś,
babo emerytko. – Uśmiechnęłam się i wbiłam mu palce w żebra, a później uciekłam
z jego objęć i stanęłam we framudze drzwi.
– Bo ci... – zaczął Kamil, podnosząc się z łóżka.
– Bo co? Grozisz mi? – Prowokowałam go, chciałam
znowu poczuć tą beztroskę – I uważasz, że się boję?
– Dobra, nie no nic, nie umiałbym tak kobiecie
policjanta. Zamknąłby mnie na dwadzieścia cztery i co ja bym tam robić miał,
studnie z zapałek? – Oboje roześmialiśmy się, a ja nie miałam ochoty
odpuszczać.
– Dokończ zdanie, a nie! – rzuciłam, patrząc na
niego wyzywająco – No dawaj, miałeś odwagę zacząć to skończ!
– Prowokujesz. Bo ci dam popalić. Widzisz tę rękę? –
Podniósł prawą dłoń i obracał nią w taki sposób, abym mogła zobaczyć jej
wierzch i spód. – Jest dwa razy większa od twojej, mała.
– Widzę, dłonie jak grabie.
– A co to znaczy? – Patrzył pytająco, ale po chwili
sam sobie odpowiedział – Że potrafię łaskotać większą płaszczyznę na raz!
Chociaż, jeśli chodzi o ciebie, to raczej nie, bo wiesz, ja wolę łaskotać
kobiece krągłości, a obcej baby nie będę macał.
– No tak, oczywiście, w gębie to ty i może jesteś
mocny! Tylko nie baby, potworze! – Zrobiłam krok w stronę korytarza.
– Wracaj no tu pomożesz mi.
– Teraz, to bym się herbaty napiła – oznajmiłam mu
niewinnie.
– No to trzeba iść do kuchni i sobie zrobić. Nie
jestem lokajem, rudzielcu – powiedział ironicznie.
– Nie? A zawsze mi się wydawało, że się nadajesz.
Poza tym, Twoja herbata będzie lepiej smakowała niż jak sama sobie zrobię.
– Dobrze, mała, dziś ok, zrobię ci herbatę, ale
sprowadzam cię na ziemie, że Patryk raczej ci usługiwał nie będzie. Bardziej to
ty będziesz rano popierdalała w szlafroczku i robiła śniadanko dla Patrysia.
Cha, cha, nie wyobrażam sobie ciebie choćby gotującej wodę.
– Oj spadaj, no! Daję sobie radę. Miało być miło,
nie psuj tego.– powiedziałam tonem już mniej optymistycznym.
– Jaka ta herbata ma być? – zapytał, wchodząc do
kuchni i wyjmując kolorowy kubek z szafki.
– Liczę na twoja pomysłowość – powiedziałam,
siadając na tym samym taborecie, na którym siedziałam wcześniej i opierając się
o ścianę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz