czwartek, 21 marca 2013

Część 3 - Rozdział 2

Patryk (Tychon)
Rozdział 2
O co wam poszło?


Przekroczyłem próg własnego mieszkania, ze zmęczeniem usiadłem na niskiej komodzie, a klucze do auta Aleksa wrzuciłem do szuflady, gdzie było ich miejsce. Nigdy nie czepiał się, że używałem jego samochód, nie czułem się więc nawet zobowiązany do poinformowania go o tym. Byliśmy w sumie jak bracia, z nim łączyło mnie znacznie więcej niż z Kamilem. Wyznawaliśmy więc zasadę, że co moje to i twoje i odwrotnie.
Kiedy miałem już udać się do salonu i zasiąść przed telewizorem, w celu obejrzenia jakiegoś dobrego kryminału, dostrzegłem górę naczyń w kuchni i doszedłem do wniosku, że wypadałoby pozmywać. Nie wszystkie z tych naczyń były moje, ale u nas raczej nie było z tym problemów. Jedyne, o co się kłóciliśmy wcześniej, to panienki Kamila, sprowadzane na jedną noc. Nie widzieliśmy wielkiego problemu w tym, że je sprowadzał i ujeżdżał od zmierzchu do świtu, a my byliśmy zmuszeni na słuchanie tych wszystkich odgłosów przez to, że jemu nie chciało się naprawić drzwi do własnego pokoju i były non stop uchylone.
Wielkim problemem było to, że one wracały, wystawały pod klatką czy kamienicą i wypytywały, kiedy Kamil będzie, czy coś o nich mówił – jednym słowem istny koszmar. Zdarzały się też akty desperacji, łzy i jedno pseudo-udawane samobójstwo. Z Aleksem nawet myśleliśmy o tym, by kupić Domi prezent za to, że nas od tamtejszych problemów uwolniła, a jednak na dobrą sprawę okazało się, że nie miało to większego sensu, bowiem nie wytrzymała z nim długo. Teraz mieliśmy oboje nadzieje, że ten facet się ogarnie i wróci do żony, oraz synów.
Poczułem wibracje w kieszeni dżinsów, w myślach modliłem się, by to nie był nikt z pracy, kto chce się zamienić na zmiany, bądź wezwać mnie do roboty, gdy ja mam w planach film. Na wyświetlaczu jednak widniał napis „SZALONA MAJKA”.
 „O mój Boże, jeszcze tego nie zmieniłem” – pomyślałem. Odebrałem pośpiesznie, nawet nie zawracałem sobie głowy wycieraniem mokrych dłoni.
– Co tam, kochanie, już za mną tęsknisz? – zapytałem.
– Nie, to znaczy tęsknię – z miejsca wyczułem jej przejęty, zasmucony głos.
– Kochanie, co się dzieje? – zapytałem najdelikatniej jak tylko to było możliwe.
– Bo on, bo on mnie wywalił, wywalił mnie z domu, rozumiesz? – powiedziała wpierw smutna, a potem z wielką wściekłością dodała: – Ja go nienawidzę!
– Spokojnie, kotek, za moment będę u ciebie i coś na to zaradzimy.  Tylko czekaj tam na mnie grzecznie i nie rób żadnych głupstw. Będzie dobrze – powiedziałem do słuchawki i zmierzałem jednocześnie w stronę wyjścia.
– Dobrze, to czekam.
Kiedy znalazłem się na klatce schodowej, mój telefon zawibrował po raz kolejny, tym razem był to numer Jacka.
– Słuchaj, stary, jest problem. Trzeba się wytłumaczyć komendantowi naszego oddziału.
– O cholera, w czym rzecz? Zła data? Czy inna głupota? – zapytałem, jednocześnie wsiadając do samochodu.
– Dużo gorzej, ktoś był na tyle życzliwy by mu donieść o wczorajszym – poinformował mnie jednym tchem.
– No to już straciłem robotę? – zapytałem.
– Nie, jeszcze nie. Masz mu to sam wyjaśnić.
Po zakończeniu rozmowy z Jackiem wybrałem numer do Majki. Miałem wyrzuty sumienia, nie powinienem jej w takiej sytuacji zostawiać samej i kazać jej czekać, jednak z drugiej strony musiałem stawić się w pracy. Boże, jak ja nienawidziłem sytuacji, w których trzeba się dwoić i troić. Poinformowałem ją, że będę najwcześniej za pół godziny i ruszyłem w stronę komendy. Zaparkowałem samochód Aleksa na starym parkingu, który przypominał betonowe boisko. Od razu udałem się do gabinetu szefa, gotowy na najgorsze.
– Spocznij sobie, co tak będziesz stał – powiedział do mnie mężczyzna z lekko siwawym wąsem, siedzący za starym biurkiem.
– Czekałem na jakąkolwiek komendę – powiedziałem, siadając naprzeciw niego na drewnianym krześle, które przypominało te szkolne, było niemalże identyczne.
– Komendy, przecież ty nigdy się nie stosowałeś do komend i wymogów. Indywidualista w pracy służbowej, tego jeszcze nie widziałem.
Mało ważne było dla mnie, do kogo on teraz pieprzy pod nosem, teraz liczyła się Majka i to, że na mnie czeka, w myślach go pośpieszałem i błagałem, by się streszczał, ale wzrok utkwiony miałem w jego mordę z zainteresowaniem, by sprawiać wrażenie, że obchodzi mnie to, co mówi.
– Jak to było? Z poprzedniej pracy oddalony z powodu niezastosowania się do regulaminu, a do naszego regulaminu też się jakoś nie stosujesz. – Już miałem mu przerwać, gdy mnie powstrzymał. – Czekaj, czekaj młody. Tamta z poprzedniej roboty to była twoja siostra, normalne wiec, że broniłeś jej tyłek, a ta tutaj? Kim ta panienka dla ciebie jest? Prywatna prostytutka czy jak?
– Proszę jej nie obrażać! – niemalże krzyknąłem.
– A co, to twoja żona będzie czy jak?
– Mam nadzieję, że w przyszłości tak – odpowiedziałem w pełni szczerze na jego drwinę.
– Szkoda mi ciebie, facet, nie jedni tacy już byli i źle skończyli.
– Co szef ma na myśli? – Uśmiechnąłem się złośliwie.
– Słuchaj no, gówniarzu, drwisz z zasad, łamiesz regulaminy, a to wszystko dla panny co obciąga jakimś Cyganom w lesie – mówił dalej, a ja normalnie myślałem, że za moment mu przywalę. – Jak nie wierzysz, to zamiast się tak bulwersować, zajrzyj w jej papiery. Powróćmy do dnia wczorajszego, aby taka sytuacja działa mi się tutaj pierwszy i ostatni raz. Jeśli to twoja panna, to jej pilnuj, bo jak tu trafi po raz kolejny, to poniesie odpowiedzialność jak każdy inny obywatel tego kraju. – Wyglądało na to, że skończył swoją moralizatorską gadkę. Boże, jak to wkurza, gdy ktoś cię moralizuje w taki sposób, a ty masz w głowie zupełnie inne myśli.
– Mogę już się oddalić? – zapytałem, wstając z miejsca.
– Możesz wpierw podziękować za brak wypowiedzenia.
– Dziękuje, jestem niezmiernie wdzięczny – powiedziałem i wyszedłem.
– Jak było? – zapytał Jacek, gdy mijaliśmy się w przejściu, łączącym jeden budynek z drugim.
– Nic takiego, dał mi tylko do zrozumienia, że jeszcze raz nie zastosuję się do regulaminu, a wylecę stąd na zbity pysk i też dał do zrozumienia, że mnie nie lubi – wyjaśniłem, chciałem się spieszyć do Majki, jednak musiałem jeszcze o coś zapytać.
– Żadna nowość, ciebie zawsze nie lubili, już z przedszkola cię wywalili.
– Ej, ej, to nie było przedszkole, tylko czwarta podstawówki – uśmiechnąłem się ciepło na wspomnienie tamtych dziecinnych wybryków.
– No, żonka moja mi wspominała o wybrykach swojego młodszego braciszka – uśmiechnął się, a ja w tej chwili poczułem, że się zawstydzam.
– To już nie macie ciekawszych tematów, tylko mówicie o mnie? – zapytałem.
– Akurat mówiliśmy o tatusiu twoim, jaki to spokojny, opanowany i stoicki człowiek. Nawet nie wiesz, jak byłem zaskoczony, jak mi powiedziała, że jemu też puszczały nerwy, ale ponoć tylko z twojego powodu – Jacek nadal się uśmiechał.
– Wiesz, nie wiem czy mam być z tego dumny, czy raczej się wstydzić. Myślę, że raczej to drugie, ale zakończmy o starych dziejach albo raczej zacznijmy, chociaż nie o moich. – Sam nie wiedziałem czy chcę znać prawdę, a przede wszystkim czułem się nie fair, że nie chcę poznać jej od Majki tylko z akt, ale jakoś nie mogłem, nie potrafiłem inaczej.
– Co cię gryzie? – zapytał Jacek, od razu domyślając się o kogo chodzi – Chodzi  o Maję tak? Co znowu odjebała?
– Nie no, dziś jeszcze nic nie zdążyła chyba.
– Cholera, ty do niej coś naprawdę czujesz – powiedział zdziwiony.
– A to źle? – zapytałem.
– No, nie wiem czy najlepiej, ale chyba wiem o co chcesz zapytać.
– Co wyczytałeś z jej akt? – zapytałem szybko.
– Trawa, bijatyki dyskotekowe, kilka publicznych awantur, mandaty, samochód w rowie, seks w lesie, taki standardowy zestaw niegrzecznej dziewczynki.
– Sex w lesie? – dociekałem.
– Tu cię boli, stary, musisz się z tym pogodzić i nie ma sensu tak się z tym męczyć. – Jacek starał się jak mógł, ale nie rozumiałem, jaki przekaz mają mieć jego słowa.
– Co masz na myśli? – zapytałem.
– Wiem, że każda twoja była, dwie takie na poważnie były przed Majką, rozmawialiśmy kiedyś o nich. I one były inne, to też cię gryzie, że pokochałeś Majką tak odmienną od Sylwii. I dotyka cię jakoś fakt, że nie będziesz jej pierwszym, że miała jakieś incydenty z innymi, ale to nie jest ważne, ważne jest, co będzie dalej i jak to będzie z wami dalej. Moja rada na dziś, a wielkiego brata trzeba słuchać, weź tam ją przypilnuj, ogarnij i bardzo mocno kochaj, ona potrzebuje chyba tego najbardziej. Udowodnij tej zagubionej smarkuli, że facet to nie tylko muskularne ciało i przyrodzenie, a wierzę, że cię na to stać.
– Dobra, Jacek, dzięki, jakoś mi lepiej. Tak właściwie to się spieszę do niej – powiedziałem.
– No to na co jeszcze czekasz, leć tam jak najszybciej, jeśli ci zależy.
– Zależy jak cholera. – Pierwszy raz w życiu byłem tak tego pewny.
Przekroczyłem próg tego domu po raz drugi w życiu i po minie Majki miałem zapewnienie, że prawdopodobnie po raz ostatni. Widziałem ją zapłakaną po raz drugi tego dnia, a miałem pragnienie, by nie widzieć nigdy więcej. Nie chciała za wiele mówić, powtarzała tylko jak „go” nienawidzi, a ja na dobrą sprawę mogłem tylko się domyślać, że chodzi o ojca, o tego mężczyznę, który przy pierwszej wizycie w tym domu otworzył mi drzwi. Przytulałem ją do siebie, wiedząc, ile ją kosztowało otworzenie się przede mną, ile ją kosztowało, by okazać słabość i to, że z czymś sobie nie radzi.
– Już dobrze, mała, wszystko będzie dobrze. Spakowałaś się, tak jak prosiłem przez telefon? – zapytałem, ale odpowiedzią były walizki, które już stały w przedpokoju.
– Kocham cię, powiedz, proszę, że to nie moja wina. Proszę cię, powiedz mi, że to on jest temu wszystkiemu winny. – Niemalże każdy facet na moim miejscu by posłusznie powiedział, co ona każe, ja jednak tak nie potrafiłem, nie umiałem przyznać czegoś, o czym nie byłem przekonany.
– Majka, nigdy wina nie leży po jednej stronie w takich sytuacjach, aczkolwiek to on jest twoim ojcem i nigdy w życiu nie powinien tak postąpić. Za to ja sam go winię. Aczkolwiek teraz nie ma sensu tego rozgrzebywać, bardzo mnie interesuje, o co wam poszło, ale widzę, że ty nie chcesz o tym mówić, a ja nie chcę cię zmuszać. Będziesz gotowa, to sama to zrobisz, a ja cierpliwie poczekam. Teraz chodźmy już do naszego domu, wyglądasz na zmęczoną. Położysz się spać lub obejrzymy jakiś film – zaproponowałem kobiecie, która wciąż trzymała mnie kurczowo, jak ostatnią deskę ratunku i tonęła w moich objęciach.
– Dobrze, kocham cię – wyszeptała.
– Poczekaj na mnie w samochodzie i otwórz bagażnik, a ja zniosę walizki – powiedziałem, podając jej klucze. – I już nie płacz, maleństwo, będzie dobrze. Informacja dodatkowa, to Aleks w schowku ma chusteczki.
– Super informacja, muszę zmyć ten rozmazany makijaż. – Uśmiechnęła się smutno i ruszyła przede mną w stronę czarnej Skody Fabii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz