środa, 6 marca 2013

Część 2 - Rozdział 4

Kamil (Iwan)
Rozdział 4
Przemyślenia
No to śmiało można uznać, że nawaliłem. Co ze mnie za facet, skoro własnej kochanki nie potrafię dopilnować? Powinienem zrobić wszystko, by nigdy nie trafiła do miejsca, w którym właśnie się znalazła. Powinienem – właśnie to do mnie dotarło, lecz czemu nic nie zrobiłem? Czemu pozwoliłem na to, by znalazła się teraz w takiej sytuacji? Jakby nie patrzeć, jest to sytuacja bez wyjścia. Bo co ja niby teraz mogę?
W sekundę później, kiedy brałem trzeci z kolei zakręt, dotarło do mnie co mogę zrobić. Pojawiło się nawet myślenie, jak wiele Dominika zrobiła dla mnie. Wszakże gdy jej nie było, każdy zakręt na pustej drodze brałem zbyt ostro i nagle przekraczałem nagminnie dozwoloną prędkość. Przy żonie wielokrotnie myślałem o śmierci, miałem dość pieluch, śniadań rodzinnych, seksu co noc na misjonarza. Wychodziłem z domu tylko po to by władować dupsko do fury i przy odrobinie szczęścia się rozjebać i nie skończyć jako kaleka, a po prostu na drugim świecie. A teraz? Teraz myślałem o mojej kochance, o tym, że jestem jej potrzebny, że żyję dla niej, że muszę żyć dla niej – zacząłem więc bardziej na siebie uważać, by czasem nie musiała kupować mi wieńca na pogrzeb. Kocham ją. W jednej chwili to do mnie dotarło i, choć z początku chciałem ją najzwyczajniej opieprzyć, tak teraz chciałem po prostu przytulić, sprawić, by poczuła się bezpiecznie. Zaraz po tym pojawiła się myśl, że ona na mnie liczy, że muszę jej pomóc. Wiedziałem, że mam możliwość coś zrobić, jednak wiele mnie kosztowało, by się przemóc i wykonać ten cholerny telefon.

Przystanąłem na przystanku. Tak, wiem niedozwolone, ale nigdzie w pobliżu nie było parkingu, a na chodniku też przecież nie można stać. Odszukałem w swoich popielatych dresowych spodniach telefon komórkowy, który przecież jeszcze nie tak dawno, nie był ludziom wcale potrzebne. Wszakże i bez niego toczyło się życie towarzyskie, imprezy i rozmowy. Kiedyś przeklinałem ten wynalazek, uważałem że dużo lepiej wysłać list, już nawet e–maila, ale nie smsa. Teraz jednak dziękowałem Bogu za to, że pozwolił człowiekowi na stworzenie czegoś takiego małego, poręcznego, a jednak w niektórych sytuacjach niezbędnego. Wybrałem numer Jacka, mojego brata. Rozłączyłem się jednak przed usłyszeniem pierwszego sygnału.
– Cholera, to miało być łatwiejsze! – krzyknąłem.
Czy mogę zadzwonić, czy jak zwykle jesteś zajętym, pieprzonym egoistą – wystukałem takie zdanie na klawiaturze numerycznej. Po jego przeczytaniu jednak doszedłem do wniosku, że muszę coś w owym zdaniu zmienić. Nie chodziło przecież o rodzinne porachunki i masę niewygodnych wspomnień, ale o to, by pomóc Dominice. Pojawiło się pytanie, dlaczego to własny brat nie poinformował mnie o tym, że Dominika jest na komisariacie, tylko moja koleżanka? On nawet nie wie, że mam żonę, a co dopiero, że kochankę, nie wie nic od pieprzonych pięciu lat. Jakoś tyle z sobą nie rozmawiamy. Zmazałem smsa tylko po to, by napisać jeszcze raz, tym razem jednak grzeczniej.
Witaj, Jacku. Mam do ciebie prośbę, mogę zatelefonować? Raport dostarczono, i teraz byłem spokojny, choć miałem pewność, że mi nie pomoże, miałem nadzieje, że jednak będzie inaczej.
Rozległ się dźwięk, marsz Mendelsona, tak to już jest, jak da się telefon komórkowy pewnemu dwuletniemu księciu do zabawy. Odebrałem i nastąpiła nieunikniona wymiana zdań.
– W czym mogę pomóc? – zapytał Jacek bez przywitania, a ja pomyślałem, że jednak to ja jestem ten lepiej wychowany, choć to on stał na straży prawa polskiego. Nie był to jednak odpowiedni czas, by się wymądrzać.
– Cześć, brat – zabrzmiało to tak niepewnie, że jednak mogłem sobie darować powitanie. – Wiem, że macie nawał roboty, ale tam jest moja dziewczyna.
– Wiem, że jest tu twoja kochanka, bo dziwnym jest by żonaty miał dziewczynę. Jej koleżanka też tu jest – powiedział.
– Jaka koleżanka? – zapytałem, gdyż nie miałem pojęcia, o czym mówi.
– Majka, dziewczyna naszego kolegi – odpowiedział, a do mnie dotarło, że Dominika jest zbyt inteligentna, by zadawać się z kimś takim jak Majka, że przecież gdyby nie ta suka, to sama by tego nie tknęła. Z pewnością by nawet takiego czegoś nie zakupiła.
– Ona akurat mnie nie interesi. Posłuchaj mnie, jeśli możesz – głos mi się załamał, chociaż to był mój rodzony brat, to czułem, jakbym prosił o przysługę własnego wroga i to takiego wroga od zawsze. – Czy jest możliwość, byście to jakoś zbagatelizowali? By nie była w kartotece, bo zapewniam, że nigdy wcześniej nie była.
– Wiem, że nie była. Sprawdziliśmy to. Jednakże czy nie uważasz, że byłoby nie fair, gdyby ją wypuścić, a tamtą zostawić? – zapytał.
– Jak znam Patryka, to on Majce pomoże, ale co mnie tam szkodzi, ją też możecie wypościć, ważne, by Dominika nie musiała za coś odpowiadać.
– By nie musiała odpowiadać za to, co zrobiła? To masz Kamil na myśli? – zapytał.
– Zapewniam cię, że jeśli dacie jej tę jedną, jebaną szansę, to więcej tam nie trafi, o to już ja zadbam. – Byłem przekonany słów jakie przed chwilą wymówiłem.
– Zrobisz to tak jak zawsze? Użyjesz siły, tak? Cóż, tym razem przynajmniej to nie jest twoja żona – powiedział, po czym dodał. – Masz to, co chciałeś, znaj moje dobre serce. Pobiegam i zobaczę, co da się zrobić. Podjedź pod moje miejsce pracy, jeśli mi się uda, to za około dwie godziny Patryk je wyprowadzi, jeśli nie to przykro mi.
– Dziękuje. I nie wypominaj mi przeszłości, bo ja tego nie robię – odparłem, po czym się rozłączyłem. Pojechałem pod stację paliw, wysiadłem z samochodu w celu zakupienia kawy.
Picie kawy w styropianowym kubku – istny koszmar, nie dość, że zabija smak, to jeszcze wygląda tak… sam nie umiem tego określić, kojarzy mi się z bezdomnymi, alkoholikami, co piją wódkę z plastikowych kubeczków. Lub z tymi wszystkimi ludźmi zimą na giełdach, co ogrzewają o owe kubki dłonie. Sto razy bardziej wolałbym teraz siedzieć w kawiarni z filiżanką, już nawet w domu ze szklanką czy kubkiem porcelanowym, ale nie tutaj i nie tak. W życiu jednak często jest nie tak, jak byśmy tego chcieli, a już nasza w tym głowa, by zrobić tak, jak być powinno.
Im bliżej komisariatu się znajdowałem, tym intensywniejsza była pojawiająca się myśl, co ja mam z nią teraz, do cholery, zrobić. W pierwszych fazach drogi pojawiała się odpowiedź w mojej głowie: po prostu nic, przytulić, pogłaskać po główce i sprawić, by zapomniała ten koszmar. W drugiej jednak fazie ta myśl była zupełnie inna. Zacząłem zastanawiać się nie nad tym, czego ona oczekuje ode mnie, ale czego ja sam oczekuje od siebie. Oczekiwałem od siebie, bym stanął na wysokości zadania, bym ogarnął własną dziewczynę, bym ją chronił, opiekował się nią i sprawił, by nie popełniała nigdy więcej tych samych błędów. Później naszło mnie pytanie, na co ona zasługuje w tym momencie? No, na pewno nie na bezsensowny krzyk i nie na to, bym zaczął ją obwiniać o wszystko, ale jednak na porządną lekcję to sobie pannica zasłużyła. Przeszło mi nawet przez myśl, że przełożenie przez kolano jej nie zaszkodzi, w końcu porządne lanie jej się należy za taką akcję.
Pół godziny później już nie myślałem o niczym. Czekałem w samochodzie przed komisariatem, żułem gumę i patrzyłem przez przednią szybę. Mój umysł bym kompletnie pusty, byłem w pełni opanowany i spokojny. Jakieś piętnaście minut później dotarło do mnie, że nie mogę być opanowany i spokojny w oczach Dominiki, bo wtedy stwierdzi, że wszystko jej wolno i jeszcze okaże się gotowa wywinąć podobny numer jeszcze raz. Musiałem sprawić by się przelękła, by nigdy więcej nie musieć odbierać jej z tym podobnych miejsc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz