Kamil (Iwan)
Rozdział 4
Przemyślenia
No to śmiało można uznać, że nawaliłem. Co ze mnie
za facet, skoro własnej kochanki nie potrafię dopilnować? Powinienem zrobić
wszystko, by nigdy nie trafiła do miejsca, w którym właśnie się znalazła.
Powinienem – właśnie to do mnie dotarło, lecz czemu nic nie zrobiłem? Czemu
pozwoliłem na to, by znalazła się teraz w takiej sytuacji? Jakby nie patrzeć,
jest to sytuacja bez wyjścia. Bo co ja niby teraz mogę?
W sekundę później, kiedy brałem trzeci z kolei
zakręt, dotarło do mnie co mogę zrobić. Pojawiło się nawet myślenie, jak wiele
Dominika zrobiła dla mnie. Wszakże gdy jej nie było, każdy zakręt na pustej
drodze brałem zbyt ostro i nagle przekraczałem nagminnie dozwoloną prędkość.
Przy żonie wielokrotnie myślałem o śmierci, miałem dość pieluch, śniadań
rodzinnych, seksu co noc na misjonarza. Wychodziłem z domu tylko po to by
władować dupsko do fury i przy odrobinie szczęścia się rozjebać i nie skończyć
jako kaleka, a po prostu na drugim świecie. A teraz? Teraz myślałem o mojej
kochance, o tym, że jestem jej potrzebny, że żyję dla niej, że muszę żyć dla
niej – zacząłem więc bardziej na siebie uważać, by czasem nie musiała kupować
mi wieńca na pogrzeb. Kocham ją. W jednej chwili to do mnie dotarło i, choć z
początku chciałem ją najzwyczajniej opieprzyć, tak teraz chciałem po prostu
przytulić, sprawić, by poczuła się bezpiecznie. Zaraz po tym pojawiła się myśl,
że ona na mnie liczy, że muszę jej pomóc. Wiedziałem, że mam możliwość coś
zrobić, jednak wiele mnie kosztowało, by się przemóc i wykonać ten cholerny
telefon.
Przystanąłem na przystanku. Tak, wiem niedozwolone,
ale nigdzie w pobliżu nie było parkingu, a na chodniku też przecież nie można
stać. Odszukałem w swoich popielatych dresowych spodniach telefon komórkowy,
który przecież jeszcze nie tak dawno, nie był ludziom wcale potrzebne. Wszakże
i bez niego toczyło się życie towarzyskie, imprezy i rozmowy. Kiedyś
przeklinałem ten wynalazek, uważałem że dużo lepiej wysłać list, już nawet
e–maila, ale nie smsa. Teraz jednak dziękowałem Bogu za to, że pozwolił
człowiekowi na stworzenie czegoś takiego małego, poręcznego, a jednak w
niektórych sytuacjach niezbędnego. Wybrałem numer Jacka, mojego brata.
Rozłączyłem się jednak przed usłyszeniem pierwszego sygnału.
– Cholera, to miało być łatwiejsze! – krzyknąłem.
Czy mogę
zadzwonić, czy jak zwykle jesteś zajętym, pieprzonym egoistą – wystukałem takie
zdanie na klawiaturze numerycznej. Po jego przeczytaniu jednak doszedłem do
wniosku, że muszę coś w owym zdaniu zmienić. Nie chodziło przecież o rodzinne
porachunki i masę niewygodnych wspomnień, ale o to, by pomóc Dominice. Pojawiło
się pytanie, dlaczego to własny brat nie poinformował mnie o tym, że Dominika
jest na komisariacie, tylko moja koleżanka? On nawet nie wie, że mam żonę, a co
dopiero, że kochankę, nie wie nic od pieprzonych pięciu lat. Jakoś tyle z sobą
nie rozmawiamy. Zmazałem smsa tylko po to, by napisać jeszcze raz, tym razem
jednak grzeczniej.
Witaj,
Jacku. Mam do ciebie prośbę, mogę zatelefonować? Raport dostarczono,
i teraz byłem spokojny, choć miałem pewność, że mi nie pomoże, miałem nadzieje,
że jednak będzie inaczej.
Rozległ się dźwięk, marsz Mendelsona, tak to już
jest, jak da się telefon komórkowy pewnemu dwuletniemu księciu do zabawy.
Odebrałem i nastąpiła nieunikniona wymiana zdań.
– W czym mogę pomóc? – zapytał Jacek bez
przywitania, a ja pomyślałem, że jednak to ja jestem ten lepiej wychowany, choć
to on stał na straży prawa polskiego. Nie był to jednak odpowiedni czas, by się
wymądrzać.
– Cześć, brat – zabrzmiało to tak niepewnie, że
jednak mogłem sobie darować powitanie. – Wiem, że macie nawał roboty, ale tam
jest moja dziewczyna.
– Wiem, że jest tu twoja kochanka, bo dziwnym jest
by żonaty miał dziewczynę. Jej koleżanka też tu jest – powiedział.
– Jaka koleżanka? – zapytałem, gdyż nie miałem
pojęcia, o czym mówi.
– Majka, dziewczyna naszego kolegi – odpowiedział, a
do mnie dotarło, że Dominika jest zbyt inteligentna, by zadawać się z kimś
takim jak Majka, że przecież gdyby nie ta suka, to sama by tego nie tknęła. Z
pewnością by nawet takiego czegoś nie zakupiła.
– Ona akurat mnie nie interesi. Posłuchaj mnie, jeśli
możesz – głos mi się załamał, chociaż to był mój rodzony brat, to czułem,
jakbym prosił o przysługę własnego wroga i to takiego wroga od zawsze. – Czy
jest możliwość, byście to jakoś zbagatelizowali? By nie była w kartotece, bo
zapewniam, że nigdy wcześniej nie była.
– Wiem, że nie była. Sprawdziliśmy to. Jednakże czy
nie uważasz, że byłoby nie fair, gdyby ją wypuścić, a tamtą zostawić? –
zapytał.
– Jak znam Patryka, to on Majce pomoże, ale co mnie
tam szkodzi, ją też możecie wypościć, ważne, by Dominika nie musiała za coś
odpowiadać.
– By nie musiała odpowiadać za to, co zrobiła? To
masz Kamil na myśli? – zapytał.
– Zapewniam cię, że jeśli dacie jej tę jedną, jebaną
szansę, to więcej tam nie trafi, o to już ja zadbam. – Byłem przekonany słów
jakie przed chwilą wymówiłem.
– Zrobisz to tak jak zawsze? Użyjesz siły, tak? Cóż,
tym razem przynajmniej to nie jest twoja żona – powiedział, po czym dodał. –
Masz to, co chciałeś, znaj moje dobre serce. Pobiegam i zobaczę, co da się
zrobić. Podjedź pod moje miejsce pracy, jeśli mi się uda, to za około dwie
godziny Patryk je wyprowadzi, jeśli nie to przykro mi.
– Dziękuje. I nie wypominaj mi przeszłości, bo ja
tego nie robię – odparłem, po czym się rozłączyłem. Pojechałem pod stację
paliw, wysiadłem z samochodu w celu zakupienia kawy.
Picie kawy w styropianowym kubku – istny koszmar,
nie dość, że zabija smak, to jeszcze wygląda tak… sam nie umiem tego określić,
kojarzy mi się z bezdomnymi, alkoholikami, co piją wódkę z plastikowych
kubeczków. Lub z tymi wszystkimi ludźmi zimą na giełdach, co ogrzewają o owe
kubki dłonie. Sto razy bardziej wolałbym teraz siedzieć w kawiarni z filiżanką,
już nawet w domu ze szklanką czy kubkiem porcelanowym, ale nie tutaj i nie tak.
W życiu jednak często jest nie tak, jak byśmy tego chcieli, a już nasza w tym
głowa, by zrobić tak, jak być powinno.
Im bliżej komisariatu się znajdowałem, tym
intensywniejsza była pojawiająca się myśl, co ja mam z nią teraz, do cholery,
zrobić. W pierwszych fazach drogi pojawiała się odpowiedź w mojej głowie: po
prostu nic, przytulić, pogłaskać po główce i sprawić, by zapomniała ten
koszmar. W drugiej jednak fazie ta myśl była zupełnie inna. Zacząłem
zastanawiać się nie nad tym, czego ona oczekuje ode mnie, ale czego ja sam
oczekuje od siebie. Oczekiwałem od siebie, bym stanął na wysokości zadania, bym
ogarnął własną dziewczynę, bym ją chronił, opiekował się nią i sprawił, by nie
popełniała nigdy więcej tych samych błędów. Później naszło mnie pytanie, na co
ona zasługuje w tym momencie? No, na pewno nie na bezsensowny krzyk i nie na
to, bym zaczął ją obwiniać o wszystko, ale jednak na porządną lekcję to sobie
pannica zasłużyła. Przeszło mi nawet przez myśl, że przełożenie przez kolano
jej nie zaszkodzi, w końcu porządne lanie jej się należy za taką akcję.
Pół godziny później już nie myślałem o niczym.
Czekałem w samochodzie przed komisariatem, żułem gumę i patrzyłem przez
przednią szybę. Mój umysł bym kompletnie pusty, byłem w pełni opanowany i
spokojny. Jakieś piętnaście minut później dotarło do mnie, że nie mogę być
opanowany i spokojny w oczach Dominiki, bo wtedy stwierdzi, że wszystko jej
wolno i jeszcze okaże się gotowa wywinąć podobny numer jeszcze raz. Musiałem
sprawić by się przelękła, by nigdy więcej nie musieć odbierać jej z tym
podobnych miejsc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz